Wrzesień 04-23.2020 , Podsumowanie podróży podczas pandemii : AUSTRIA, SŁOWENIA, CHORWACJA, #CZ.14

  To nasz ostatni postój przy morzu , później za Splitem wjeżdżamy na autostradę do granicy z Węgrami, taki był nasz pierwotny zamysł.  Wysz...

6 lis 2011

Francja, Hiszpania czyli wakacyjne randonnee. partie 1



Droga przez Polskę mija szybko. Niemiecka granica wita nas kontrolą. Każde auto na polskich numerach jest zatrzymywane i poddawane sprawdzeniu. Niemcy skrupulatnie oglądają numery nadwozia i prawajazdy kierowców. Jakiekolwiek podejrzenie o przerobienie numerów itp. skutkuje zatrzymaniem pojazdu do gruntownej kontroli. W ten sposób wielu Polaków robi pa pa swojemu audikowi, czy holzwagenowi z komisu ;), nawet kupionemu wiele lat temu w dobrej wierze. Nasz pojazd jest nowy, więc nie figuruje w bazie skradzionych, po chwili ruszamy. Autostrady są tu doskonałe, aż nudno. Przede wszystkim darmowe i w większości bez ograniczenia szybkości. Jednak bez szaleństw, nie przekraczamy 180 km/h. Przed francuską granicą zwalniamy, Niemcy dobudowują trzeci pas. Ech.. to się nazywa jazda. Francja to już płatne drogi. Przybywamy na Jurę, do Les Cascades du Hérisson.




To piękny i mało znany region Francji. Wita nas camping "Relais de L'Eventail" Zaraz będzie noc, więc szybko rozbijam mały namiot. Z dużym bym nie zdążył przed zmrokiem. Niektórzy trochę marudzą, ale ranek witają zadowoleni. Camping ten jest skromny. Stanowi on za to doskonały punkt wypadowy na szlak kaskad Herisona. To przepiękna i unikalna kraina wody, potoków, wodospadów i gór. Francuzi całymi rodzinami przybywają tu by maszerować tym pięknym szlakiem. Trzeba kupić bilet. My jestesmy gośćmi campingu, więc już biletu nie potrzebujemy.
Nie sposób opisywać tego miejsca. Wystarczy spojrzeć na kilka zdjęć. Dyrekcja parku ukrywa też tu ciągle, gdzieś na szlaku zawsze jakiś skarb i wskazówki jak go znaleźć. Mając więcej czasu można by się zabawić. Przeważnie są to jakieś turystyczne gadżety. Region ten jest też bogaty w jeziora i atrakcje kulinarne w postaci miejscowych serów win i pieczywa.















Po dwóch dniach ruszamy do Avignonu, miasta tańczących Pań i Panów na średniowiecznym moście. Mało kto wie że Avignon był przez pewien czas stolicą papiestwa. Zasiadało tu kilku papieży i antypapieży. To miasto twierdza. Otoczone murem. Od roku 1309 Awinion stał się siedzibą papieży. Wraz z otaczającymi ziemiami należał do królestwa Sycylii. W latach 1378-1408 w Awinionie rezydowali antypapieże. W roku 1348 Papież Klemens VI kupił tę posiadłość od królowej Joanny I Sycylijskiej za 80 tys. złotych guldenów i była w rękach papiestwa do roku 1791, kiedy podczas rewolucji francuskiej została włączona do Francji. Papieże, którzy rezydowali w Awinionie: Klemens V, Jan XXII, Benedykt XII, Klemens VI, Innocenty VI, Urban V, Grzegorz XI
Sur le pont d'Avignon l'on y dance, l'on y dance…
Most nosi imię świętego Bénezeta i obydwa człony tej nazwy są tylko częściowo prawdziwe. Po pierwsze, nigdy żaden człowiek o tym imieniu nie był świętym. Po drugie to, co widzimy to nie jest most, tylko kawałek mostu... Legenda głosi, że młodemu pasterzowi o imieniu Bénezet głos z nieba oznajmił, że ma on wybudować most z Awinionu na drugi brzeg burzliwego Rodanu, w stronę miejscowości Nowe Miasto (Villeneuve). Anioł zaprowadził go do biskupa w mieście, a ten zażądał dowodu, że sprawa ma charakter zlecenia „z góry”. Bénezet dźwignął wtedy wielką skałę, której ani 30 chłopa nie było w stanie ruszyć i zaniósł ją sprzed pałacu biskupiego na brzeg rzeki. Widząc ten cud, mieszkańcy Awinionu założyli „Bractwo Mostowe”, przeprowadzili składkę i w latach 1177-1185 most, liczący 22 przęsła został wybudowany. Niektórzy mówią, że nie został ukończony i do drugiego brzegu zostało jeszcze kilka metrów. W czasie krucjaty katarskiej został zniszczony przez wojska Ludwika VIII, a potem powódź dopełniła dzieła zniszczenia. Po latach zaczęto go odbudowywać, ale zarzucono ten projekt i do dziś zostały ledwie cztery przęsła i niewielka romańska kapliczka, w której był pochowany początkowo – rzekomo - Święty Bénezet. Przy moście sporo polskich autokarów wycieczkowych.






Awinion – swoją pozycję ośrodka kultury i sztuki zawdzięcza przede wszystkim papieżowi Klemensowi V, który w XIV w. uszedł wraz z dworem przed niepokojami politycznymi wywołanymi przez rywalizację wielkich rodów rzymskich i schronił się w Awinionie. W latach 1309 – 1377 miasto stało się siedzibą Stolicy Apostolskiej, gdzie władzę sprawowali papieże wywodzący się z Francji. Wzniesiono wówczas potężny pałac papieski i liczne obiekty sakralne. Pod rządami tolerancyjnych papieży miasto stanowiło azyl dla Żydów i innych uchodźców politycznych. W okresie tym między Polską a Stolicą Apostolską panowały ożywione, a nawet serdeczne stosunki dyplomatyczne. Kuria papieska zgodziła się na koronację Władysława Łokietka w 1320 r., a w procesie przeciw Krzyżakom o zabór Pomorza sąd kościelny wydał wyrok korzystny dla Polaków. Do Awinionu słano liczne poselstwa, a pobyt w centrum ówczesnej kultury zaowocował sprowadzeniem do Polski nowych wzorów. Grzegorz XI ostatecznie opuścił Awinion w 1376 r., a dwa lata później doszło do wielkiego rozłamu w Kościele (schizma zachodnia), który w okresie od 1378 do 1417 r. Bulwersował cały chrześcijański świat. Po soborze w Konstancji i zażegnaniu sporów, kiedy papieżem wybrano Marcina V, Awinion pozostał pod kontrolą Stolicy Apostolskiej. Do roku 1791 władzę w Awinionie i obecnym departamencie Vaucluse sprawowali legaci papiescy.

cdn...

22 paź 2011

Testowanie opon czyli drogi na Istrii

Wiadomo powszechnie że zmiana pojazdu wymaga przetestowania go. Aby test był wiarygodny trzeba trochę kilometrów przejechać, zwłaszcza przed większą wakacyjną trasą.
Miałem w planach wypad na Grossglockner Hochalpenstrasse. Ponoć najpiękniejszą trasę alpejską. Również pobliskie wodospady i przełomy rysowały się bardzo atrakcyjnie. Baza noclegowa była już wstępnie zaakceptowana przez szefową, czyli malowniczy camping w Zell am See. Tydzień przed wyjazdem niestety leje, dwa dni przed wyjazdem leje. Z Austrii doniesienia o powodziach. Trzeba coś wymyśleć innego. Niestety pomimo że jest czerwiec to leje w całej Europie. Najbliższy region, gdzie świeci słońce to...Chorwacja. Nie, naprawdę tego nie planowałem. Tylko nie Chorwacja. Ale cóż, perspektywa słonecznych plaż, ciepłej wody przeważa. Przecież to głównie chodzi o przetestowanie nowego pojazdu. Na szczęście tkwiły mi w głowie opisy bardzo ciekawych miejsc na Istrii i we Włoszech koło Triestu. Wśród reszty domowników radocha. Tak lubią ten kraj. Jedziemy !
Polska i Słowacja leje. Węgry – to prawdziwe oberwanie chmur. Wycieraczki na max. Temperatura 9 stopni. Zagrzeb nadal zimno. Wszyscy wątpią już w prawdziwość prognoz pogody. Nagle jak by nożem odciął wraz z widokiem na Rijekę chmury ustępują, a termometr pnie się w górę. Trzeba włączać klimatyzację. Uff.. 26 stopni, a godzina 20.00
Na pokładzie powszechna radość i rozmowy o kostiumach kąpielowych. Okolo 21 godz. wita nas luksusowy camping Polari pod Rovinj.




Rozbijamy nasz wielki namiot pomiędzy Niemcami. Nareszcie dobrze się czuję. Raczej lubię towarzystwo naszych sąsiadów, przynajmniej zawsze miałem pozytywne doznania. Lubią czystość, porządek i wiem że noc prześpię spokojnie, bo jak cisza jest od 23.00 to jest. Tym razem też się nie pomyliłem i z jednej strony mamy parę emerytów. Póżniej mi opowiedzą że na ten camping przyjeżdżają od 30 lat, że bywali tu z dziećmi od małego. Nawet jak jechali na Włochy, czy Grecję to zawsze zatrzymywali się tu. Teraz dzieci już dorosłe, mają swoje Wohnmobile i przyczepy campingowe ;) Oni nadal mają siebie i nie wyobrażają sobie innej formy wypoczynku. Nadal ciągną swoją starą przyczepkę z sentymentu za nowiutkim Subaru.
Zmieniają więc tylko holowniki, przyczepka jest kultowa. Przypomina mi się od razu francuski film "Camping" Kto go oglądał, to wie o co chodzi ;)
Z drugiej strony też mili sąsiedzi. Tylko trochę zamknieci, (w kamperze)– dosłownie. To młoda para. On i on (tak, tak) nie więcej niż po 30 lat ;) Plus dwa psy. (psy, nie suczki). Muszę trochę hamować swoje dziewczyny, bo ich śmiechy wydają się nie mieć końca. Generalnie jest wesoło :)


Camping Polari jest ogromny. Ma bardzo długą linię brzegową. Bardzo piękną z widokiem na pobliskie wysepki. Przy końcu znajduje się też oznakowana część dla naturystów. Posiada sklep i ładny basen z widokiem na morze. Jedną z największych atrakcji moim zdaniem jest 6-ścio kilometrowy spacer z tego campingu do Rovinji. Spacerowa promenada wije się wzdłuż morza i zachwyca widokami. Samo stare miasto to już perełka Istrii. Coś nierealnie pięknego.




Pnąc się pod górę uliczkami w weneckim stylu dochodzimy do kościoła św. Eufemii górujacego nad miastem. To piękny kościoł z jeszcze piękniejszym widokiem na morze. Po wejściu do środka najbardziej rzuca się w oczy postument z pustaków i tablica informująca o zbiórce kasy na... nowy kościół ze zdjęciem makiety. To istna karkołomna karykatura budownictwa sakralnego. Brzydki jak noc nowy kościół zepsuje cały widok. Pełno tu dopisków w różnych językach mówiących np. "nie róbcie tego", "nie budujcie nowego kościoła" "stary jest najpiękniejszy" itp. Widać z tego że chorwaccy biskupi coś jak polscy guzik sobie robią z oczekiwań ludzi, tylko stawiają nowe kościoły. W głębi po prawej stronie znajduje się sarkofag Św. Eufemii, można przyjść tu, pomodlić się i dotknąć go. Ja zaś sobie myślę ileż może być świętości w młodej dziewczynie, której najpierw uprano mózg nową wiarą, a potem wykorzystano ją pośmiertnie jako męczęnnicę. Tak, tak męczęnnicy są zawsze niezbędni dla nowych wiar i podtrzymania upadających. Połamano ją w Rzymie kołem bo nie chciała wierzyć w boga Marsa. Martwą rzucono na pożarcie lwą, ale te jej nie tknęły. (pewnie najadły się już innymi). Fakt ten dla Watykanu w czasach późniejszych był wystarczającym aby Eufemię wyświęcić, a teraz w Chorwacji będzie miała nowy bardzo kosztowny kościół. Trzeba dodać do tego fakt że kraj ten poza pasem wybrzeża jest biednym krajem. Przemysł podobnie jak u nas już dawno upadł. Zastąpił go import towarów, a co za tym idzie ogromne zadłużenie kraju. Już wielkim skandalem byla nowa siedziba biskupów w Zagrzebiu. Niesłychanie droga i luksusowa. Chorwacja to taka mała Polska z taką samą bezsensowną polityką szkodzącą krajowi. Trzeba tu też napisać o innym cudzie związanym ze Św. Eufemią.  Spleciony jest z IV soborem powszechnym w Chalcedonie. Podczas soboru powstał spór o wyznanie wiary i dogmatu monofizytyzmu dotyczącego pełnej boskości i pełnego człowieczeństwa Jezusa. Podczas obrad soboru nie udało się osiągnąć porozumienia. Anatolius, biskup Konstantynopola zaproponował, aby sobór przedłożył prośbę do Ducha Świętego za wstawiennictwem właśnie świętej Eufemii. Strony sporu złożyły wyznania wiary i umieściły je na 3 dni w sarkofagu świętej Eufemii w obecności cesarza Marcjana, który kazał opieczętować grób i postawił przy nim straże. Po trzech dniach spędzonych na postach i modlitwie, otwarto grób i wyznanie wiary znajdowało się w prawej ręce św. Eufemii, a dogmat o monofizytyzmie u jej stóp. Cud został zatwierdzony przez papieża św. Leona I. Dlatego dziś wszystkie dzieci w szkołach uczą się na religii że Jezus już od urodzenia miał boską naturę (byl Bogiem), a nie dopiero za jego życia uległ przemianie. Każdy odtąd kto twierdził że Jezus przyszedł na świat jako zwykły człowiek był prześladowany i często mordowany. Ech...
Rovinj to perła w koronie wśród miast Chorwacji, na pewno warto je zobaczyć, a trzeba dodać że ma również doskonałe połączenie z Wenecją. Regularnie kursuje tu szybki prom dla turystów. My nie byliśmy, ponieważ Wenecję odwiedzaliśmy już dwukrotnie, ale płynął nim kolega i był zachwycony.


W pobliżu miasta znajduje się Limski kanał. Niczym fiord wije się w poprzek wzniesień. Najlepiej podjechać samochodem od północnej strony, trzeba tylko uważać by nie przejechać zjazdu. W kilku restauracjach i knajpkach można tu pobróbować ostryg i małży. Choduje się je tu ze względu na słodką wodę, która zasila kanał. Można zakupić też od gospodaży tych ziem liczne trunki na bazie rakiji i sery.

 
My po trzech dniach zwijamy się i jedziemy kilka kilometrów za Triest na camping  Baia Sistiana  w Mare Pineta .
To piękne miejsce i mało znane dla Polaków. Każdy pędzi autostradą na Bibione i dalej. Tu za to mamy ogromne klify. Camping jest właśnie na nich położony. Widok zapiera dech. Plaża jest 100 m. Poniżej. Dla gości campingu kursuje tu bezpłatna kolejka na plaże. Są też świetne baseny i obsługa. My przyjechaliśmy tu jednak dla czegoś innego.














To trasa Reinera Marii Rilke. Autor ten tu właśnie pisał swe "Duino Elegie"  Zaczyna się z campingu za restauracją i biegnie malowniczo grzbietami klifu do zamku. Widok zamczyska nad urwiskiem robi naprawdę wrażenie. Są tu też pozostałości bunkrów włoskich, które strzegły Triestu przed Brytyjczykami lub Austriakami. To piękna trasa i warto dla niej tu przybyć. Na koniec dnia najlepiej smakuje oryginalne wytrawne martini  ;) ;)


Po kolejnych trzech dniach wracamy przez Austrię w jeden dzień do domu. Wózek sprawdził się bezbłędnie. Można teraz śmiało organizować zasadniczy wyjazd. Z racji tego że opisuję to kilka miesięcy potem, mogę powiedzieć że udał się dobrze. Obejmował mało u nas znane zakątki Francji, kraj Katarów, Andorrę i troszkę Hiszpanii. Opiszę go chyba w kilku częściach bo materiał jest dość spory i niezwykły.

11 lip 2010

Tydzień na Litwie czyli Duch Giedymina wiecznie żywy.

Granicę przekraczamy w Budzisku. Tuż przed nią znajduje się rozległy parking z bezpłatnym hot spotem. Można sprawdzić pocztę, wysłać maile. Opuszczone budynki graniczne z rozległym pasem tzw. ziemi niczyjej są świadkami trudno przekraczalnej granicy w ostatniej historii naszych krajów.
Obecnie oprócz kantorów nikt już tu pewnie nie rezyduje. Unia Europejska złączyła Polskę i Litwę, pomimo nie tak dawnych sporów, chociaż wywołanych przez państwa trzecie. W dawnej naszej historii stanowiliśmy już przecież Unię – Unię Polsko-Litewską. Razem byliśmy wtedy największym mocarstwem w Europie. Śladów tych czasów trudno dziś szukać w Polsce za wyjątkiem oczywiście tak spektakularnego miejsca wspólnej chwały jak Grunwald, gdzie Jagiełło (wnuk Giedymina) rozniósł w proch zamiary podboju i masowej ostrej katolicyzacji ziem Litwy.  Zakon Krzyżacki wcześniej wymordował prawdziwych Prusów (północno-zachodnich sąsiadów Litwy) i potem sam nazywał się Prusami, podobnie chciał postąpić z Litwą. Dziś już na słowo Prusacy nikt nie wie że tak należy nazywać lud, którego już nie ma, a nie potomków niemieckich. Dziś mało kto chce również przyznać że za potęgą Zakonu Krzyżackiego stał Watykan. Ulrich von Jungingen – Wielki Mistrz Krzyżacki miał w swych działaniach pełne poparcie stolicy apostolskiej! Zwyciężając pod Grunwaldem zapewniliśmy między innymi Litwinom swobodę wyznania własnych nazywanych pogańskimi kultów i religii. Była zatem to walka o tak podnoszone dziś w Unii Europejskiej zasady swobody religijnej. Na Litwie bowiem w XV wieku bardzo silne było Rodzimowierstwo.

Już pierwsze kilometry na Litewskiej ziemi oddają atmosferę spokoju. Ruch jest mały. Przekraczając granicę w Budzisku i podążając w stronę Kłajpedy, ( na terenach nie należących nigdy do Polski) trudno napotkać przy drodze kapliczki czy chrześcijańskie krzyże. Zamiast nich można zauważyć dziwne postacie wystrugane z drewna sporej wysokości. Przeważnie jawią nam się na polanach, przy lesie, nad stawami, przy rzeczkach i strumieniach. Często widać też ogromne głazy na postumentach, czy mniejsze zebrane w tajemnicze kręgi. Litwa przeżywa bowiem wielki powrót własnych prastarych wierzeń i obrzędów.  Podczas gdy w Polsce debatuje się nad tym aby kolejne katolickie święto jak np. trzech króli na stałe zagościło w kalendarzu dni wolnych, na Litwie już od 24 czerwca 2005 roku dniem wolnym od pracy jest ... Święto Kupały! zwane też nocą kupalną, kupalnocką, kupałą, sobótką lub sobótkami – słowiańskie święto związane z letnim przesileniem Słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) 21 i 22 czerwca .Tak właśnie! Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności ;) radości i miłości. Na Łotwie jest również świętem państwowym, a po odzyskaniu niepodległości 23 i 24 czerwca stały się dniami wolnymi od pracy. Podobnie w Estonii i Finlandii to najważniejsze święta w roku. Kościół, nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów pogańskiej sobótki, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Nadano kupalnocce patrona Jana Chrzciciela i zaczęto nawet zwać go Kupałą, z racji tego, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli. W wyniku chrystianizacji próbowano także przenieść obchody nocy kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek. W Polsce się to udało, ale nie na Litwie! Brawo! Obecnie rośnie lawinowo liczba ślubów w tradycyjnym obrządku branych właśnie w te dni. W ostatnim roku liczba ta przekroczyła podobno 100.
Wiadomo na pewno, że kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym oczyszczającą moc. To również święto miłości, płodności, słońca i księżyca. Na Litwie istnieje pieśń, opowiadająca jak to pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc wziął ślub ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują – najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy.
Jedziemy zatem w towarzystwie bóstw i leśnych chochlików do Kłajpedy. Drogi są świetne, autostrada bezpłatna! Ruch mały. Wszyscy grzecznie jadą, stosując się do przepisów. Mam poczucie bezpieczeństwa. To zupełnie inaczej jak u nas. W Kłajpedzie przeprawiamy się promem na Mierzeję Kurońską. Opłata 40 Litów (jedna w obie strony). Mierzeja ta to najpiękniejsza część Litwy. Po prostu perełka! Jest to park narodowy, więc musimy zapłacić dodatkowo opłatę 20 litów.

Zmierzamy do miejscowości Nida. Jest to ostatnia miejscowość po litewskiej stronie mierzei. Dalej już Rosja. Wita nas dość drogi Nidas Kampingas – jedyny camping w Nidzie, ale wart swojej ceny. Jest czyściutki i doskonale zorganizowany. Na wzór najlepszych europejskich campingów. Sporo tu gości z Niemiec, Szwecji, Holandii i oczywiście Litwy. Z Polski tylko my.  W Nidzie zachwyca czystość, zorganizowanie i przede wszystkim cisza. Nie ma tu setek budek z hot dogami, głośnych rozrywek ulicznych, sklepików itp. Jest za to śpiew ptaków przy głównym deptaku w centrum,(coś nie do pomyślenia w np. Łebie) doskonałe powietrze, za które tu się nie płaci :) można je wdychać za darmo! 
Mnóstwo ścieżek rowerowych, szlaków po bezkresnych wydmach wyłożonych drewnianymi chodniczkami. Są też wspaniałe luźne plaże, również dla naturystów, oraz co jest ewenementem plażowym - plaże tylko dla kobiet ;)  Tu zaprzestanę chwalenia z obawy przed najazdem dziwnej treści Polaków. Może nie powinienem opisywać tego miejsca w ogóle? W Nidzie za to na najwyższej wydmie spotykamy ... francuską wycieczkę! Co ich skłoniło by tu przyjechać, a nie do np. Wilna podziwiać ostrą bramę jak wszystkie polskie wycieczki? To... Parnidžio Kopa miejsce wręcz kultowe dla Litwinów. Roztacza się tu wspaniały widok na bezkres wydm tzw. żywych (czyli przemieszczających się) To coś jak w Słowińskim parku Narodowym tyle że bezkres wydm jest ogromny. Zbudowano tu w 1995 r. Ogromny 12 metrowy zegar słoneczny ważący ponad 200 ton. Warunki astronomiczne są tu wspaniałe.
Tylko tu bowiem można zobaczyć jak słońce wstaje z wody i chowa się w wodzie poruszając się po idealnym wrzecionie matematycznego horyzontu, a odbite od morza promienie słoneczne wyznaczają nam pory dnia i roku. Wierzchołek obelisku skierowany jest na Gwiazdę polarną. Runiczne odwzorowanie miesięcy, dni i godzin. Jak w prawiekach można tu poczuć że to Słońce jest Panem życia a każdy z nas jest dzieckiem natury, z uwzględnieniem jej rytmów. Siłę i rewitalizację pobieramy od natury, a nie z apteki czy kościoła.  Na naturalnych tarasach widokowych można poczuć jak wiatr niosący piasek systematycznie odmierza czas naszego istnienia, zmienia nam historię w rytm wiatru i wody. Zewsząd tu obserwują nas już opisywani bogowie i dobre duchy. Szczególnie w sąsiedniej miejscowości, gdzie gromadzą się na szlaku zmierzającym na Górę Czarownic. 
Na miejscowym cmentarzu w Nidzie nawet krzyże mają dziwny i specyficzny wygląd totemu pochodzącego z miejscowych legend. To kolejny ślad na wielkie trudności w chrystianizacji Litwy i Żmudzi.
Wszędzie też króluje tu biżuteria z bursztynu, którą warto tu nabyć bo takiej i w takich cenach nigdzie nie spotkamy. Nasza ładniejsza połówka będzie bardzo zadowolona. :) Inną atrakcją na Mierzei Kurońskiej jest delfinarium i muzeum morskie. Nie sposób pominąć świetnego pokazu delfinów, lwa morskiego i fok. To duży obiekt położony na przeciwległym końcu półwyspu i świetna atrakcja dla dzieci. Druga mi znana taka znajduje się dopiero w Gardalandzie we Włoszech.Po czterech dniach pobytu pora się pakować i w drogę do Druskiennik! Do super Parku Wodnego. Po drodze jeszcze zaglądamy do Trok. Znajduje się tu Trokiajski zamek, zbudowany na jednej z wysp jeziora Galwie.Otaczają go cztery jeziora: Galwie, Łuka, Totoriszkiu i Akmiana. To wspaniała budowla średniowieczna. Podczas wojny z Rosją (1650-1655) zamek został doszczętnie spalony, a potem zburzony. Dopiero w latach 90. XX w. zakończono rekonstrukcję gotyckiego zamku. Przez wieki Troki uważane były za stolicę pogańskiej, giedyminowej Litwy. Dodatkowa osobliwość Trok to śniadoskórzy Karaimowie, ściągnięci tu w średniowieczu z dalekiego Krymu. Przed wojną Troki należały do Polski, położone prawie na samej granicy z Litwą. Dziś liczą 7200 mieszkańców i podobnie jak cała Wileńszczyzna w znacznym stopniu zamieszkane są przez ludność polską. Cały teren jest tu przepiękny, bowiem znajduje się tu w okolicy 200 jezior i wzgórz polodowcowych, które tworzą wspaniałe krajobrazy. Jeśli dodamy obficie występujące tu lasy, ciszę i spokój to otrzymamy krainę jak z bajki. Czas jednak jechać dalej :)

Druskienniki prócz oczywistych sentymentów chyba dla każdego Polaka znanych, posiadają coś jeszcze – to Akwapark! Niesamowite atrakcje dla wszystkich – naprawdę dla wszystkich --AqaPark-- Nie będę opisywał, wystarczy dokładnie zobaczyć na stronie internetowej ;)
W centrum doskonały camping Druskinnikai (tani). Polecam! Poza tym znowu cisza, spokój i sentymentalne spacery nad Niemnem.
Litwa to może i mały, ale dumny kraj z Wielką duszą! Teraz nawet trochę rozumiem ich niepokój i niechęć do tych Polaków, którzy tam mieszkają, a którzy przez swoich politycznych liderów dążą do odbudowania tam prawicowych katolickich społeczności, którzy żądają budowy kościołów, nauki religii itp. Litwa obawia się takiej polskiej mniejszości, mając ujemny, prawie 3% wskaźnik urodzeń i sporą emigrację młodzieży. Już teraz liczba ludności spadła poniżej 3 mln! Zobaczymy, może te wzajemne animozje na terenach Wileńszczyzny się jakoś ułożą.
Zdecydowanie tu powrócę i to nie na tydzień. Już myślę o wyprawie przez państwa bałtyckie :) Może są jacyś chętni...? ;)
tekst i zdjęcia:  tajo@vp.pl