Wrzesień 04-23.2020 , Podsumowanie podróży podczas pandemii : AUSTRIA, SŁOWENIA, CHORWACJA, #CZ.14

  To nasz ostatni postój przy morzu , później za Splitem wjeżdżamy na autostradę do granicy z Węgrami, taki był nasz pierwotny zamysł.  Wysz...

11 lip 2010

Tydzień na Litwie czyli Duch Giedymina wiecznie żywy.

Granicę przekraczamy w Budzisku. Tuż przed nią znajduje się rozległy parking z bezpłatnym hot spotem. Można sprawdzić pocztę, wysłać maile. Opuszczone budynki graniczne z rozległym pasem tzw. ziemi niczyjej są świadkami trudno przekraczalnej granicy w ostatniej historii naszych krajów.
Obecnie oprócz kantorów nikt już tu pewnie nie rezyduje. Unia Europejska złączyła Polskę i Litwę, pomimo nie tak dawnych sporów, chociaż wywołanych przez państwa trzecie. W dawnej naszej historii stanowiliśmy już przecież Unię – Unię Polsko-Litewską. Razem byliśmy wtedy największym mocarstwem w Europie. Śladów tych czasów trudno dziś szukać w Polsce za wyjątkiem oczywiście tak spektakularnego miejsca wspólnej chwały jak Grunwald, gdzie Jagiełło (wnuk Giedymina) rozniósł w proch zamiary podboju i masowej ostrej katolicyzacji ziem Litwy.  Zakon Krzyżacki wcześniej wymordował prawdziwych Prusów (północno-zachodnich sąsiadów Litwy) i potem sam nazywał się Prusami, podobnie chciał postąpić z Litwą. Dziś już na słowo Prusacy nikt nie wie że tak należy nazywać lud, którego już nie ma, a nie potomków niemieckich. Dziś mało kto chce również przyznać że za potęgą Zakonu Krzyżackiego stał Watykan. Ulrich von Jungingen – Wielki Mistrz Krzyżacki miał w swych działaniach pełne poparcie stolicy apostolskiej! Zwyciężając pod Grunwaldem zapewniliśmy między innymi Litwinom swobodę wyznania własnych nazywanych pogańskimi kultów i religii. Była zatem to walka o tak podnoszone dziś w Unii Europejskiej zasady swobody religijnej. Na Litwie bowiem w XV wieku bardzo silne było Rodzimowierstwo.

Już pierwsze kilometry na Litewskiej ziemi oddają atmosferę spokoju. Ruch jest mały. Przekraczając granicę w Budzisku i podążając w stronę Kłajpedy, ( na terenach nie należących nigdy do Polski) trudno napotkać przy drodze kapliczki czy chrześcijańskie krzyże. Zamiast nich można zauważyć dziwne postacie wystrugane z drewna sporej wysokości. Przeważnie jawią nam się na polanach, przy lesie, nad stawami, przy rzeczkach i strumieniach. Często widać też ogromne głazy na postumentach, czy mniejsze zebrane w tajemnicze kręgi. Litwa przeżywa bowiem wielki powrót własnych prastarych wierzeń i obrzędów.  Podczas gdy w Polsce debatuje się nad tym aby kolejne katolickie święto jak np. trzech króli na stałe zagościło w kalendarzu dni wolnych, na Litwie już od 24 czerwca 2005 roku dniem wolnym od pracy jest ... Święto Kupały! zwane też nocą kupalną, kupalnocką, kupałą, sobótką lub sobótkami – słowiańskie święto związane z letnim przesileniem Słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) 21 i 22 czerwca .Tak właśnie! Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności ;) radości i miłości. Na Łotwie jest również świętem państwowym, a po odzyskaniu niepodległości 23 i 24 czerwca stały się dniami wolnymi od pracy. Podobnie w Estonii i Finlandii to najważniejsze święta w roku. Kościół, nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów pogańskiej sobótki, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Nadano kupalnocce patrona Jana Chrzciciela i zaczęto nawet zwać go Kupałą, z racji tego, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli. W wyniku chrystianizacji próbowano także przenieść obchody nocy kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek. W Polsce się to udało, ale nie na Litwie! Brawo! Obecnie rośnie lawinowo liczba ślubów w tradycyjnym obrządku branych właśnie w te dni. W ostatnim roku liczba ta przekroczyła podobno 100.
Wiadomo na pewno, że kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym oczyszczającą moc. To również święto miłości, płodności, słońca i księżyca. Na Litwie istnieje pieśń, opowiadająca jak to pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc wziął ślub ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują – najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy.
Jedziemy zatem w towarzystwie bóstw i leśnych chochlików do Kłajpedy. Drogi są świetne, autostrada bezpłatna! Ruch mały. Wszyscy grzecznie jadą, stosując się do przepisów. Mam poczucie bezpieczeństwa. To zupełnie inaczej jak u nas. W Kłajpedzie przeprawiamy się promem na Mierzeję Kurońską. Opłata 40 Litów (jedna w obie strony). Mierzeja ta to najpiękniejsza część Litwy. Po prostu perełka! Jest to park narodowy, więc musimy zapłacić dodatkowo opłatę 20 litów.

Zmierzamy do miejscowości Nida. Jest to ostatnia miejscowość po litewskiej stronie mierzei. Dalej już Rosja. Wita nas dość drogi Nidas Kampingas – jedyny camping w Nidzie, ale wart swojej ceny. Jest czyściutki i doskonale zorganizowany. Na wzór najlepszych europejskich campingów. Sporo tu gości z Niemiec, Szwecji, Holandii i oczywiście Litwy. Z Polski tylko my.  W Nidzie zachwyca czystość, zorganizowanie i przede wszystkim cisza. Nie ma tu setek budek z hot dogami, głośnych rozrywek ulicznych, sklepików itp. Jest za to śpiew ptaków przy głównym deptaku w centrum,(coś nie do pomyślenia w np. Łebie) doskonałe powietrze, za które tu się nie płaci :) można je wdychać za darmo! 
Mnóstwo ścieżek rowerowych, szlaków po bezkresnych wydmach wyłożonych drewnianymi chodniczkami. Są też wspaniałe luźne plaże, również dla naturystów, oraz co jest ewenementem plażowym - plaże tylko dla kobiet ;)  Tu zaprzestanę chwalenia z obawy przed najazdem dziwnej treści Polaków. Może nie powinienem opisywać tego miejsca w ogóle? W Nidzie za to na najwyższej wydmie spotykamy ... francuską wycieczkę! Co ich skłoniło by tu przyjechać, a nie do np. Wilna podziwiać ostrą bramę jak wszystkie polskie wycieczki? To... Parnidžio Kopa miejsce wręcz kultowe dla Litwinów. Roztacza się tu wspaniały widok na bezkres wydm tzw. żywych (czyli przemieszczających się) To coś jak w Słowińskim parku Narodowym tyle że bezkres wydm jest ogromny. Zbudowano tu w 1995 r. Ogromny 12 metrowy zegar słoneczny ważący ponad 200 ton. Warunki astronomiczne są tu wspaniałe.
Tylko tu bowiem można zobaczyć jak słońce wstaje z wody i chowa się w wodzie poruszając się po idealnym wrzecionie matematycznego horyzontu, a odbite od morza promienie słoneczne wyznaczają nam pory dnia i roku. Wierzchołek obelisku skierowany jest na Gwiazdę polarną. Runiczne odwzorowanie miesięcy, dni i godzin. Jak w prawiekach można tu poczuć że to Słońce jest Panem życia a każdy z nas jest dzieckiem natury, z uwzględnieniem jej rytmów. Siłę i rewitalizację pobieramy od natury, a nie z apteki czy kościoła.  Na naturalnych tarasach widokowych można poczuć jak wiatr niosący piasek systematycznie odmierza czas naszego istnienia, zmienia nam historię w rytm wiatru i wody. Zewsząd tu obserwują nas już opisywani bogowie i dobre duchy. Szczególnie w sąsiedniej miejscowości, gdzie gromadzą się na szlaku zmierzającym na Górę Czarownic. 
Na miejscowym cmentarzu w Nidzie nawet krzyże mają dziwny i specyficzny wygląd totemu pochodzącego z miejscowych legend. To kolejny ślad na wielkie trudności w chrystianizacji Litwy i Żmudzi.
Wszędzie też króluje tu biżuteria z bursztynu, którą warto tu nabyć bo takiej i w takich cenach nigdzie nie spotkamy. Nasza ładniejsza połówka będzie bardzo zadowolona. :) Inną atrakcją na Mierzei Kurońskiej jest delfinarium i muzeum morskie. Nie sposób pominąć świetnego pokazu delfinów, lwa morskiego i fok. To duży obiekt położony na przeciwległym końcu półwyspu i świetna atrakcja dla dzieci. Druga mi znana taka znajduje się dopiero w Gardalandzie we Włoszech.Po czterech dniach pobytu pora się pakować i w drogę do Druskiennik! Do super Parku Wodnego. Po drodze jeszcze zaglądamy do Trok. Znajduje się tu Trokiajski zamek, zbudowany na jednej z wysp jeziora Galwie.Otaczają go cztery jeziora: Galwie, Łuka, Totoriszkiu i Akmiana. To wspaniała budowla średniowieczna. Podczas wojny z Rosją (1650-1655) zamek został doszczętnie spalony, a potem zburzony. Dopiero w latach 90. XX w. zakończono rekonstrukcję gotyckiego zamku. Przez wieki Troki uważane były za stolicę pogańskiej, giedyminowej Litwy. Dodatkowa osobliwość Trok to śniadoskórzy Karaimowie, ściągnięci tu w średniowieczu z dalekiego Krymu. Przed wojną Troki należały do Polski, położone prawie na samej granicy z Litwą. Dziś liczą 7200 mieszkańców i podobnie jak cała Wileńszczyzna w znacznym stopniu zamieszkane są przez ludność polską. Cały teren jest tu przepiękny, bowiem znajduje się tu w okolicy 200 jezior i wzgórz polodowcowych, które tworzą wspaniałe krajobrazy. Jeśli dodamy obficie występujące tu lasy, ciszę i spokój to otrzymamy krainę jak z bajki. Czas jednak jechać dalej :)

Druskienniki prócz oczywistych sentymentów chyba dla każdego Polaka znanych, posiadają coś jeszcze – to Akwapark! Niesamowite atrakcje dla wszystkich – naprawdę dla wszystkich --AqaPark-- Nie będę opisywał, wystarczy dokładnie zobaczyć na stronie internetowej ;)
W centrum doskonały camping Druskinnikai (tani). Polecam! Poza tym znowu cisza, spokój i sentymentalne spacery nad Niemnem.
Litwa to może i mały, ale dumny kraj z Wielką duszą! Teraz nawet trochę rozumiem ich niepokój i niechęć do tych Polaków, którzy tam mieszkają, a którzy przez swoich politycznych liderów dążą do odbudowania tam prawicowych katolickich społeczności, którzy żądają budowy kościołów, nauki religii itp. Litwa obawia się takiej polskiej mniejszości, mając ujemny, prawie 3% wskaźnik urodzeń i sporą emigrację młodzieży. Już teraz liczba ludności spadła poniżej 3 mln! Zobaczymy, może te wzajemne animozje na terenach Wileńszczyzny się jakoś ułożą.
Zdecydowanie tu powrócę i to nie na tydzień. Już myślę o wyprawie przez państwa bałtyckie :) Może są jacyś chętni...? ;)
tekst i zdjęcia:  tajo@vp.pl

Włoskie wspomnienia czyli Aniołowie w Loreto cz III.


Mrówki, tysiące mrówek zagościło w naszym namiocie i pomimo zmierzchu i maksymalnego zmęczenia trzeba było trzepać cały namiot i przestawiać w inne miejsce. Tak bywa pod namiotami, ale to nic. Pewnie już pisałem jak kiepskim i drogim jest camping Castelfusano, na którym nie ma nic oprócz mrówek (ledwie liche toalety), a cena z kosmosu. Nie polecam! Pakujemy się zatem rankiem i w drogę! Przed nami miejsce,
do którego chciałem zawsze dojechać - to Montecassino! Jest gorąco, jedziemy prawie nowym samochodem, w którym nigdy temperatura silnika nie przekroczyła 90st. Teraz jest już 95! Wentylator na chłodnicy wyje na max, a niech wyje-taką ma rolę-dodaję gazu. Nie będę się z nim pieścił. Nitka drogi turystycznej, która wije się po zboczu góry Montecassino zwiększa ciągle swe pochylenie. Dopiero stąd widać jak strome są zbocza, gdzie Polacy musieli iść by strącić go z chmur. To po prostu niewiarygodne! Ja na pieszo nie byłbym w stanie dziś pokonać tego wzniesienia, a przecież nikt by do mnie nie strzelał! A oni szli, szli i padali. Klasztor zdobyto siłami kompani zaopatrzenia i pomocniczych, bo bojowe już zginęły. Na cmentarzu na szczycie groby znaczą kres życia wielu młodych chłopaków. Między innymi 21 letni żołnierz, który przybył do Andersa z Nowego Jorku, chociaż nie musiał. Mógł cieszyć się bezpiecznym życiem za oceanem.
Warto podkreślić, bo nigdy wcześniej o tym nie słyszałem, że są tu groby Polaków wyznania Żydowskiego. Pochowani po prawej stronie cmentarza. Ich nagrobki zdobią Gwiazdy Dawida. Dlaczego są te groby zgrupowane osobno? To tacy sami polscy patrioci jak wielu innych. Oddali krew za swą ojczyznę. Tylko że religię wyznawali inną - właściwie podobną? A co to znaczy? Powinny ich nagrobki być pomiędzy innymi.
Dlaczego mówi się tylko źle o żydach, zwłaszcza ustami niektórych prawicowych polityków... Ech... a co robili wtedy polscy duchowni? - Zbratani układem papieskim z hitlerem? (...oczywiście za wyjątkiem ojca Kolbe i niektórych innych, ale właśnie wyjątkiem potwierdzającym regułę. W tym to właśnie czasie papież błogosławił dywizje niemieckie idące na front wschodni). Czy było to podziękowanie dla faszyzmu za traktaty laterańskie? Nieco dalej znajduje się też cmentarz żołnierzy niemieckich. Też tu zginęli, i też jako ofiary zbrodniczej machiny ideologicznej, musieli rozstać się na zawsze ze swymi najbliższymi. Większość zapewne wierzyła do końca w ideały propagandowe III Rzeszy.
Patrząc na groby wojenne w głowie powstaje mi obraz pustych ale jak niebezpiecznych
nawoływań ideologicznych. Ein Volk ein Furer...! wrzeszczał hitler do swoich wojsk maszerujących na
wschód lub Jeden Bóg jedna Wiara... krzyczał ksiądz do rycerzy krzyżowych idących na
Jeruzalem! i Sulejman Wielki na Malcie oblegając Szpitalników śpiewnym głosem Za
Allacha, Za wiarę...!,  Za Stalina, za Rodinu... wrzeszczał oficer NKWD z naganem w
ręku. Skóra cierpnie mi czasem jak widzę niektórych politykierów, bo trudno ich jednak
nazwać politykami, którzy dziś z podobnymi hasłami na ustach, a w dłoniach z symbolami
religijnymi próbują tych samych sztuczek ze społeczeństwem. Sprawy Bogów zostawmy może samym Bogom, niech oni sami się wyniszczają, a zwycięzca niech nas powiadomi, kto rządzi na ziemi, i niech najlepiej sami swymi boskimi rękoma utrzymują i dają pieniądze na swe kościoły i organizacje ich reprezentujące ;)
W zadumie i z pełną głową przemyśleń jedziemy dalej do Miasta Przestrogi i Pokory jak je należy chyba nazywać czyli do Pompei. Myślę tu o pokorze względem jedynego Suwerena jakim jest Matka Natura. Krajobraz za oknem zaczyna się jednak coś psuć... co to jest? Gdzie ja zajechałem?
Czy to Włochy? Czy jakieś slamsy? Wiem, pomyliłem drogę i jadę teraz przez gigantyczny śmietnik. Śmieci, śmieci, wszędzie śmieci. Przedmieścia Neapola - Śmieci, przedmieścia Pompei - śmieci. W centrum rozbijamy namiot na campingu. Stąd już nie daleko do Pompei Scavi czyli do wykopalisk. Rankiem wstajemy i wychodzimy by cofnąć się w przeszłość, zanurzyć w historii dziejów, a tu co? Przeszkoda! Kilka śmietników wypełnionych po brzegi, wydobywający się smród i sfora bezpańskich psów gryzących się i walczących ze sobą o resztki.
Ech... myślę i Wy Włosi tworzyliście kiedyś taką kulturę? Wy jesteście w Unii Europejskiej od tylu lat jako starzy członkowie? Was na południu należałoby odgrodzić od reszty bo do kogo jak do kogo, ale do Polski Wam daleko. Może więcej zarabiacie, ale kultury i dyscypliny żadnej. Trąbicie w swych poobijanych autach na wszystko, na skrzyżowaniach trzeba siłą wymuszać na Was zielone światło, wszystko wywalacie na ulicę, krzyczycie na swoje kobiety. Słyszeliśmy że tak na południu Włoch jest, ale czym innym jest słyszeć, a czym innym się tam znaleźć i POCZUĆ !!!. Myślę sobie że niejeden pirat drogowy na warszawskich blachach, co to trąbi i mruga światłami na autostradzie zrobiłby się malutki i cieniutki (dosłownie) na ulicach Neapolu. ;) Tu przy małej stłuczce nie wzywa się policji, tylko opieprza nawzajem żwawo gestykulując kilka minut w rytm klaksonów i... jedzie dalej! Prawie każde auto jest poobijane. Nie chciałbym tam mieszkać – nigdy

Same wykopaliska są super, robią wrażenie! Pompeje uważane były za jedno z najatrakcyjniejszych miast Starożytnego Rzymu. Budowle wznoszone były z harmonią i pięknem. Jednak dnia 24 sierpnia 79 roku n.e. Pompeje spotkała tragedia. Wybuch wielkiego wulkanu, Wezuwiusza spowodował ogromne zniszczenia w mieście. Na szczęście popiół wulkaniczny, który zasypał Pompeje doskonale zakonserwował budowle i przedmioty i nawet ludzi, co pozwala nam poznać wygląd rzymskiego miasta i życie jego mieszkańców. Oprócz Pompejów zniszczone zostały miasta: Stabie i Herkulanum.
Pierwsze fragmenty miasta zostały odkryte w 1600 r., lecz prace wykopaliskowe rozpoczęto dopiero w 1748 r. Trwają one zresztą do dziś (od 1860 r. pod nadzorem rządu włoskiego).
W Pompejach ciągle dokonuje się odkryć, a dzięki ogromnym funduszom odkopuje się kolejne 20 hektarów gruntu.

Wykopaliska odsłoniły niedawno kryty podgrzewany basen, którego ściany były pokryte erotycznymi malunkami (Watykan uznał je za niestosowne i zalecił ukrycie ich). W maju 2000 r. w czasie prac nad poszerzeniem autostrady, odkryto luksusowy hotel. Sterty pociętych płyt marmurowych wskazują, że hotel był budowany, gdy wybuchł Wezuwiusz.
Mnie zaś zastanawia czemu nikt nie mówi o uprawianym w Pompejach kulcie Wenus.
W Pompei bez żadnych hipokryzji i zahamowań uprawiano seksualny handel. Domy uciech, czyli lupanaria, można było znaleźć we wszystkich dzielnicach miasta; zupełnie jawnie ogłaszano w nich oferowane usługi i podawano ceny. Najtańsze dziewczyny — takie jak Successa czy Opata — brały 2 assi (ówczesna waluta), Attica — 16. Na zewnątrz widniały napisy mające zniechęcać podglądaczy. Na przykład: Tu nie ma miejsca dla wałkoni… Wynocha! Wewnątrz natomiast znajdowały się malowidła mające zachęcać klientów. Obrazy i rzeźby o tematyce erotycznej były czymś zupełnie naturalnym — nawet w domach prywatnych. Freski przedstawiające misteria uprawianych w mieście kultów miały charakter na wpół sakralny. Częstym motywem były gigantycznych rozmiarów fallusy. Spełniały rolę stojaków na pochodnie lub oliwnych lamp, stanowiły główne elementy humorystycznych rysunków, a nawet służyły jako dzióbki przy naczyniach do picia dla kobiet. Na porządku dziennym były też, na przykład, zabawne kufle, ozdobione wizerunkami bogów wyposażonych w iście nadprzyrodzone przyrodzenie lub przedstawiające bożka Pana dosiadającego wywróconej na plecy kozy. Nie ma się zatem co dziwić że te rzeczy są dopiero od niedawna do zobaczenia w Pompejach. Wcześniej za sprawą Watykanu zabroniono ich pokazywania turystom. Były też podobno pomysły niektórych biskupów aby zniszczyć je raz na zawsze. Na szczęście nie zostało to wykonane i dziś znamy nawet poszczególne imiona nierządnic jak; Panta (Wszystko), Culibonia (Śliczny Tyłeczek), Kallitremia (SuperC...a), Laxa (Obszerna), Landicosa (Duża .......), Extaliosa (Tylny kanał) itp. Ich klienci także są nam znani — z imienia lub przydomka: Enclione (Waleczny Ochlaptus), Skordopordonikos (Ten który pierdzi czosnkiem). Naczelny alfons największego burdelu Pompei umarł na krótko przed wybuchem wulkanu. Jego sługa wyskrobał na bramie epitafium: Do wszystkich, którzy opłakują. Africanus nie żyje. Napisał to Rusticus. Handel prowadzono z uwzględnieniem dwóch płci i w dwóch językach: chłopca mógł sobie wynająć zarówno klient, jak i klientka, transakcje prowadzono zaś zarówno po grecku, jak i po łacinie. Podstawowy słownik obejmował czasowniki futuere, lingere i fellare oraz rzeczowniki phallus, mentula, vulpa, cunnus (lub connos) i lupa. A oto najbardziej wymowne są grafitti — odnotowane przez starożytnych momenty triumfu lub klęski, zachowane po wsze czasy:
FILIUS SALAX QUOT MULIERUM DIFUTUISTI - Synu mój rozpustny, ileż tokobiet wyd....łeś?
AMPLIATE, ICARUS TE PEDICAT — Ampliatusie, r...e cię pedał Icarus
RESTITUTA PONE TUNICAM ROGO REDES PILOSA CO — Restituto, błagam, opuść tunikę i pokaż kosmate futerko.
DOLETE PUELLAE PEDI-...CUNNE SUPERBE VALE...AMPLIATUS TOTIES...HOC QUOQUE FUTUTUI… — Płaczcie dziewczyny, skur… żegnaj, cudna ci..o… Ampliatus tyle razy… To ja też cipciu ciupciu...
IMPELLE LENTE — Wtykaj powoli (z rysunkiem).
MESSIUS HIC HIHIL FUTUIT — Tu Messius niczego nie wy....ł (napis na ścianie domu Amanda)
Widzimy zatem na przykładzie Pompejów jak skrzętnie tego typu informacje są przemilczane nawet przez niektórych przewodników polskich wycieczek i informatory turystyczne. Nie wiedzą co zrobić z taką kulturą, ci pseudo moralizatorzy narodu. Myślą że jedynie słuszna jest ich własna, często zakłamana moralność. Przyrównują w swej bezsilności zatem Pompeje do biblijnej Sodomy i Gomory i opowiadają bzdury  turystom. Ech... szkoda już słów... :( Dobrze że nie jestem uczestnikiem zorganizowanych wycieczek z Częstochowy, których przewodniczkę miałem wątpliwą przyjemność podsłuchać w Pompejach.
Następnego dnia udajemy się na głównego sprawcę tych wydarzeń czyli na Wezuwiusz.
Droga nań porównywalna jest do wjazdu na Montecassino. Właściwie to biegną tam dwie drogi, ale ja polecam tę od autostrady, bowiem druga jest typową włoską drogą, wśród bezkresu śmieci i odchodów :( Jakieś 500 metrów od szczytu trzeba zostawić samochód na parkingu i dalej idziemy pieszo. To najpiękniejsza droga z dreszczykiem jaką szedłem. Pod nogami chrzęszczą kamienie z pumeksu i wulkanicznej lawy. Mamy poczucie swej małości w obliczu grozy Natury. Wreszcie szczyt, można obejść go prawie do okoła, swobodnie zaglądając do wnętrza krateru. Wulkan jest ciągle monitorowany przez aparaturę pomiarową poustawianą tu na każdym kroku. Ciągle stanowi on zagrożenie dla Neapolu i okolic. Widok z Wezuwiusza zapiera dech. :)

Może jak na jeden wyjazd dość już zwiedzania? Jedziemy zatem na drugą stronę Włoch nad Adriatyk. Tu miło spędzamy kilka dni na kąpielach i leniuchowaniu na niedrogim i fajnym campingu. W drodze powrotnej do kraju zatrzymujemy się w Loreto. Co wiemy o tym miejscu?
Prócz tego że jest miastem stowarzyszonym z Częstochową, a właściwie z klasztorem Jasnogórskim. Tu w Loreto znajduje się również klasztor o wielkim światowym kulcie Boskiej Rodziny. Spotykamy się tu z wieloma polskimi wycieczkami typu toruńskiego ;) przybywa ich tu tak dużo, że miejscowi Włosi nauczyli się już trochę po polsku. Zresztą większość żyje tu z wyrobu dewocjonali głównie dla Polaków.
Miałem zaszczyt pierwszy raz w życiu zobaczyć święcenie tych dewocjonaliów na skalę iście przemysłową. Cyklicznie zmieniający się zakonnicy święcili medaliki itp. w 2 sekundy szybko powtarzając po włosku, quindi, per favore! Kolejka była mimo to ogromna, a nowym przybyszom każdy chętnie wskazywał jej koniec poradami typu  Panie! Tam jest koniec kolejki, tu Pan nie stał! ;) Na czym więc polega ta magia i tajemnica tego miejsca? Czemu pielgrzymi tak ochoczo tu przybywają? Gdyby polski autokar przybył tu jeszcze 50 lat temu, turyści dowiedzieliby się że za ołtarzem znajduje się święta chata pasterska, przyniesiona tu w cudowny sposób przez Aniołów, w której narodził się Jezus.
Dziś zostaną mgliście poinformowani że i owszem święty domek rodziny, że z terenów Betlejem itp. Ja sobie zaś tak przekornie myślę: a co z tymi setkami tysięcy wiernych, którzy przez wieki przybywali tu, składali swe modlitwy, żyli i umierali w wierze że faktycznie aniołowie w cudowny sposób przynieśli tu i złożyli ten Święty domek Rodziny.
Faktycznie aniołowie przywieźli kamień po kamieniu chatę pasterską do Loreto. Tak nazywała się wpływowa włoska rodzina St Angelo (Aniołowie). W czasie wypraw krzyżowych została wytypowana jako domniemany budynek, gdzie narodził się Jezus i oficjalnie poświęcona. Gdy upadek Jerozolimy był już pewny właśnie rodzina St Angelo przewiozła domek najpierw na tereny dzisiejszej Chorwacji, a potem docelowo do Loreto. Przechodząc przez bramę – Porta Marina – wchodzi się na mały plac z balkonem. U podnóża tego placu znajduje się cmentarz polskich żołnierzy z II Korpusu Gen. Andersa, którzy wyzwalali Ankonę i Loreto, a obok znajduje się klasztor sióstr nazaretanek.
... i tylko pozazdrościć dziś zakonnikom takiego widoku z okien swoich cel na niedaleki Adriatyk – jest przepiękny, widać stąd Boskość Natury! A ja sobie tak myślę że sam mógłbym być tu zakonnikiem, tylko żeby coś zrobiono z tym celibatem... ;)