Wrzesień 04-23.2020 , Podsumowanie podróży podczas pandemii : AUSTRIA, SŁOWENIA, CHORWACJA, #CZ.14

  To nasz ostatni postój przy morzu , później za Splitem wjeżdżamy na autostradę do granicy z Węgrami, taki był nasz pierwotny zamysł.  Wysz...

22 paź 2011

Testowanie opon czyli drogi na Istrii

Wiadomo powszechnie że zmiana pojazdu wymaga przetestowania go. Aby test był wiarygodny trzeba trochę kilometrów przejechać, zwłaszcza przed większą wakacyjną trasą.
Miałem w planach wypad na Grossglockner Hochalpenstrasse. Ponoć najpiękniejszą trasę alpejską. Również pobliskie wodospady i przełomy rysowały się bardzo atrakcyjnie. Baza noclegowa była już wstępnie zaakceptowana przez szefową, czyli malowniczy camping w Zell am See. Tydzień przed wyjazdem niestety leje, dwa dni przed wyjazdem leje. Z Austrii doniesienia o powodziach. Trzeba coś wymyśleć innego. Niestety pomimo że jest czerwiec to leje w całej Europie. Najbliższy region, gdzie świeci słońce to...Chorwacja. Nie, naprawdę tego nie planowałem. Tylko nie Chorwacja. Ale cóż, perspektywa słonecznych plaż, ciepłej wody przeważa. Przecież to głównie chodzi o przetestowanie nowego pojazdu. Na szczęście tkwiły mi w głowie opisy bardzo ciekawych miejsc na Istrii i we Włoszech koło Triestu. Wśród reszty domowników radocha. Tak lubią ten kraj. Jedziemy !
Polska i Słowacja leje. Węgry – to prawdziwe oberwanie chmur. Wycieraczki na max. Temperatura 9 stopni. Zagrzeb nadal zimno. Wszyscy wątpią już w prawdziwość prognoz pogody. Nagle jak by nożem odciął wraz z widokiem na Rijekę chmury ustępują, a termometr pnie się w górę. Trzeba włączać klimatyzację. Uff.. 26 stopni, a godzina 20.00
Na pokładzie powszechna radość i rozmowy o kostiumach kąpielowych. Okolo 21 godz. wita nas luksusowy camping Polari pod Rovinj.




Rozbijamy nasz wielki namiot pomiędzy Niemcami. Nareszcie dobrze się czuję. Raczej lubię towarzystwo naszych sąsiadów, przynajmniej zawsze miałem pozytywne doznania. Lubią czystość, porządek i wiem że noc prześpię spokojnie, bo jak cisza jest od 23.00 to jest. Tym razem też się nie pomyliłem i z jednej strony mamy parę emerytów. Póżniej mi opowiedzą że na ten camping przyjeżdżają od 30 lat, że bywali tu z dziećmi od małego. Nawet jak jechali na Włochy, czy Grecję to zawsze zatrzymywali się tu. Teraz dzieci już dorosłe, mają swoje Wohnmobile i przyczepy campingowe ;) Oni nadal mają siebie i nie wyobrażają sobie innej formy wypoczynku. Nadal ciągną swoją starą przyczepkę z sentymentu za nowiutkim Subaru.
Zmieniają więc tylko holowniki, przyczepka jest kultowa. Przypomina mi się od razu francuski film "Camping" Kto go oglądał, to wie o co chodzi ;)
Z drugiej strony też mili sąsiedzi. Tylko trochę zamknieci, (w kamperze)– dosłownie. To młoda para. On i on (tak, tak) nie więcej niż po 30 lat ;) Plus dwa psy. (psy, nie suczki). Muszę trochę hamować swoje dziewczyny, bo ich śmiechy wydają się nie mieć końca. Generalnie jest wesoło :)


Camping Polari jest ogromny. Ma bardzo długą linię brzegową. Bardzo piękną z widokiem na pobliskie wysepki. Przy końcu znajduje się też oznakowana część dla naturystów. Posiada sklep i ładny basen z widokiem na morze. Jedną z największych atrakcji moim zdaniem jest 6-ścio kilometrowy spacer z tego campingu do Rovinji. Spacerowa promenada wije się wzdłuż morza i zachwyca widokami. Samo stare miasto to już perełka Istrii. Coś nierealnie pięknego.




Pnąc się pod górę uliczkami w weneckim stylu dochodzimy do kościoła św. Eufemii górujacego nad miastem. To piękny kościoł z jeszcze piękniejszym widokiem na morze. Po wejściu do środka najbardziej rzuca się w oczy postument z pustaków i tablica informująca o zbiórce kasy na... nowy kościół ze zdjęciem makiety. To istna karkołomna karykatura budownictwa sakralnego. Brzydki jak noc nowy kościół zepsuje cały widok. Pełno tu dopisków w różnych językach mówiących np. "nie róbcie tego", "nie budujcie nowego kościoła" "stary jest najpiękniejszy" itp. Widać z tego że chorwaccy biskupi coś jak polscy guzik sobie robią z oczekiwań ludzi, tylko stawiają nowe kościoły. W głębi po prawej stronie znajduje się sarkofag Św. Eufemii, można przyjść tu, pomodlić się i dotknąć go. Ja zaś sobie myślę ileż może być świętości w młodej dziewczynie, której najpierw uprano mózg nową wiarą, a potem wykorzystano ją pośmiertnie jako męczęnnicę. Tak, tak męczęnnicy są zawsze niezbędni dla nowych wiar i podtrzymania upadających. Połamano ją w Rzymie kołem bo nie chciała wierzyć w boga Marsa. Martwą rzucono na pożarcie lwą, ale te jej nie tknęły. (pewnie najadły się już innymi). Fakt ten dla Watykanu w czasach późniejszych był wystarczającym aby Eufemię wyświęcić, a teraz w Chorwacji będzie miała nowy bardzo kosztowny kościół. Trzeba dodać do tego fakt że kraj ten poza pasem wybrzeża jest biednym krajem. Przemysł podobnie jak u nas już dawno upadł. Zastąpił go import towarów, a co za tym idzie ogromne zadłużenie kraju. Już wielkim skandalem byla nowa siedziba biskupów w Zagrzebiu. Niesłychanie droga i luksusowa. Chorwacja to taka mała Polska z taką samą bezsensowną polityką szkodzącą krajowi. Trzeba tu też napisać o innym cudzie związanym ze Św. Eufemią.  Spleciony jest z IV soborem powszechnym w Chalcedonie. Podczas soboru powstał spór o wyznanie wiary i dogmatu monofizytyzmu dotyczącego pełnej boskości i pełnego człowieczeństwa Jezusa. Podczas obrad soboru nie udało się osiągnąć porozumienia. Anatolius, biskup Konstantynopola zaproponował, aby sobór przedłożył prośbę do Ducha Świętego za wstawiennictwem właśnie świętej Eufemii. Strony sporu złożyły wyznania wiary i umieściły je na 3 dni w sarkofagu świętej Eufemii w obecności cesarza Marcjana, który kazał opieczętować grób i postawił przy nim straże. Po trzech dniach spędzonych na postach i modlitwie, otwarto grób i wyznanie wiary znajdowało się w prawej ręce św. Eufemii, a dogmat o monofizytyzmie u jej stóp. Cud został zatwierdzony przez papieża św. Leona I. Dlatego dziś wszystkie dzieci w szkołach uczą się na religii że Jezus już od urodzenia miał boską naturę (byl Bogiem), a nie dopiero za jego życia uległ przemianie. Każdy odtąd kto twierdził że Jezus przyszedł na świat jako zwykły człowiek był prześladowany i często mordowany. Ech...
Rovinj to perła w koronie wśród miast Chorwacji, na pewno warto je zobaczyć, a trzeba dodać że ma również doskonałe połączenie z Wenecją. Regularnie kursuje tu szybki prom dla turystów. My nie byliśmy, ponieważ Wenecję odwiedzaliśmy już dwukrotnie, ale płynął nim kolega i był zachwycony.


W pobliżu miasta znajduje się Limski kanał. Niczym fiord wije się w poprzek wzniesień. Najlepiej podjechać samochodem od północnej strony, trzeba tylko uważać by nie przejechać zjazdu. W kilku restauracjach i knajpkach można tu pobróbować ostryg i małży. Choduje się je tu ze względu na słodką wodę, która zasila kanał. Można zakupić też od gospodaży tych ziem liczne trunki na bazie rakiji i sery.

 
My po trzech dniach zwijamy się i jedziemy kilka kilometrów za Triest na camping  Baia Sistiana  w Mare Pineta .
To piękne miejsce i mało znane dla Polaków. Każdy pędzi autostradą na Bibione i dalej. Tu za to mamy ogromne klify. Camping jest właśnie na nich położony. Widok zapiera dech. Plaża jest 100 m. Poniżej. Dla gości campingu kursuje tu bezpłatna kolejka na plaże. Są też świetne baseny i obsługa. My przyjechaliśmy tu jednak dla czegoś innego.














To trasa Reinera Marii Rilke. Autor ten tu właśnie pisał swe "Duino Elegie"  Zaczyna się z campingu za restauracją i biegnie malowniczo grzbietami klifu do zamku. Widok zamczyska nad urwiskiem robi naprawdę wrażenie. Są tu też pozostałości bunkrów włoskich, które strzegły Triestu przed Brytyjczykami lub Austriakami. To piękna trasa i warto dla niej tu przybyć. Na koniec dnia najlepiej smakuje oryginalne wytrawne martini  ;) ;)


Po kolejnych trzech dniach wracamy przez Austrię w jeden dzień do domu. Wózek sprawdził się bezbłędnie. Można teraz śmiało organizować zasadniczy wyjazd. Z racji tego że opisuję to kilka miesięcy potem, mogę powiedzieć że udał się dobrze. Obejmował mało u nas znane zakątki Francji, kraj Katarów, Andorrę i troszkę Hiszpanii. Opiszę go chyba w kilku częściach bo materiał jest dość spory i niezwykły.

11 lip 2010

Tydzień na Litwie czyli Duch Giedymina wiecznie żywy.

Granicę przekraczamy w Budzisku. Tuż przed nią znajduje się rozległy parking z bezpłatnym hot spotem. Można sprawdzić pocztę, wysłać maile. Opuszczone budynki graniczne z rozległym pasem tzw. ziemi niczyjej są świadkami trudno przekraczalnej granicy w ostatniej historii naszych krajów.
Obecnie oprócz kantorów nikt już tu pewnie nie rezyduje. Unia Europejska złączyła Polskę i Litwę, pomimo nie tak dawnych sporów, chociaż wywołanych przez państwa trzecie. W dawnej naszej historii stanowiliśmy już przecież Unię – Unię Polsko-Litewską. Razem byliśmy wtedy największym mocarstwem w Europie. Śladów tych czasów trudno dziś szukać w Polsce za wyjątkiem oczywiście tak spektakularnego miejsca wspólnej chwały jak Grunwald, gdzie Jagiełło (wnuk Giedymina) rozniósł w proch zamiary podboju i masowej ostrej katolicyzacji ziem Litwy.  Zakon Krzyżacki wcześniej wymordował prawdziwych Prusów (północno-zachodnich sąsiadów Litwy) i potem sam nazywał się Prusami, podobnie chciał postąpić z Litwą. Dziś już na słowo Prusacy nikt nie wie że tak należy nazywać lud, którego już nie ma, a nie potomków niemieckich. Dziś mało kto chce również przyznać że za potęgą Zakonu Krzyżackiego stał Watykan. Ulrich von Jungingen – Wielki Mistrz Krzyżacki miał w swych działaniach pełne poparcie stolicy apostolskiej! Zwyciężając pod Grunwaldem zapewniliśmy między innymi Litwinom swobodę wyznania własnych nazywanych pogańskimi kultów i religii. Była zatem to walka o tak podnoszone dziś w Unii Europejskiej zasady swobody religijnej. Na Litwie bowiem w XV wieku bardzo silne było Rodzimowierstwo.

Już pierwsze kilometry na Litewskiej ziemi oddają atmosferę spokoju. Ruch jest mały. Przekraczając granicę w Budzisku i podążając w stronę Kłajpedy, ( na terenach nie należących nigdy do Polski) trudno napotkać przy drodze kapliczki czy chrześcijańskie krzyże. Zamiast nich można zauważyć dziwne postacie wystrugane z drewna sporej wysokości. Przeważnie jawią nam się na polanach, przy lesie, nad stawami, przy rzeczkach i strumieniach. Często widać też ogromne głazy na postumentach, czy mniejsze zebrane w tajemnicze kręgi. Litwa przeżywa bowiem wielki powrót własnych prastarych wierzeń i obrzędów.  Podczas gdy w Polsce debatuje się nad tym aby kolejne katolickie święto jak np. trzech króli na stałe zagościło w kalendarzu dni wolnych, na Litwie już od 24 czerwca 2005 roku dniem wolnym od pracy jest ... Święto Kupały! zwane też nocą kupalną, kupalnocką, kupałą, sobótką lub sobótkami – słowiańskie święto związane z letnim przesileniem Słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) 21 i 22 czerwca .Tak właśnie! Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności ;) radości i miłości. Na Łotwie jest również świętem państwowym, a po odzyskaniu niepodległości 23 i 24 czerwca stały się dniami wolnymi od pracy. Podobnie w Estonii i Finlandii to najważniejsze święta w roku. Kościół, nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów pogańskiej sobótki, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Nadano kupalnocce patrona Jana Chrzciciela i zaczęto nawet zwać go Kupałą, z racji tego, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli. W wyniku chrystianizacji próbowano także przenieść obchody nocy kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek. W Polsce się to udało, ale nie na Litwie! Brawo! Obecnie rośnie lawinowo liczba ślubów w tradycyjnym obrządku branych właśnie w te dni. W ostatnim roku liczba ta przekroczyła podobno 100.
Wiadomo na pewno, że kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym oczyszczającą moc. To również święto miłości, płodności, słońca i księżyca. Na Litwie istnieje pieśń, opowiadająca jak to pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc wziął ślub ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują – najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy.
Jedziemy zatem w towarzystwie bóstw i leśnych chochlików do Kłajpedy. Drogi są świetne, autostrada bezpłatna! Ruch mały. Wszyscy grzecznie jadą, stosując się do przepisów. Mam poczucie bezpieczeństwa. To zupełnie inaczej jak u nas. W Kłajpedzie przeprawiamy się promem na Mierzeję Kurońską. Opłata 40 Litów (jedna w obie strony). Mierzeja ta to najpiękniejsza część Litwy. Po prostu perełka! Jest to park narodowy, więc musimy zapłacić dodatkowo opłatę 20 litów.

Zmierzamy do miejscowości Nida. Jest to ostatnia miejscowość po litewskiej stronie mierzei. Dalej już Rosja. Wita nas dość drogi Nidas Kampingas – jedyny camping w Nidzie, ale wart swojej ceny. Jest czyściutki i doskonale zorganizowany. Na wzór najlepszych europejskich campingów. Sporo tu gości z Niemiec, Szwecji, Holandii i oczywiście Litwy. Z Polski tylko my.  W Nidzie zachwyca czystość, zorganizowanie i przede wszystkim cisza. Nie ma tu setek budek z hot dogami, głośnych rozrywek ulicznych, sklepików itp. Jest za to śpiew ptaków przy głównym deptaku w centrum,(coś nie do pomyślenia w np. Łebie) doskonałe powietrze, za które tu się nie płaci :) można je wdychać za darmo! 
Mnóstwo ścieżek rowerowych, szlaków po bezkresnych wydmach wyłożonych drewnianymi chodniczkami. Są też wspaniałe luźne plaże, również dla naturystów, oraz co jest ewenementem plażowym - plaże tylko dla kobiet ;)  Tu zaprzestanę chwalenia z obawy przed najazdem dziwnej treści Polaków. Może nie powinienem opisywać tego miejsca w ogóle? W Nidzie za to na najwyższej wydmie spotykamy ... francuską wycieczkę! Co ich skłoniło by tu przyjechać, a nie do np. Wilna podziwiać ostrą bramę jak wszystkie polskie wycieczki? To... Parnidžio Kopa miejsce wręcz kultowe dla Litwinów. Roztacza się tu wspaniały widok na bezkres wydm tzw. żywych (czyli przemieszczających się) To coś jak w Słowińskim parku Narodowym tyle że bezkres wydm jest ogromny. Zbudowano tu w 1995 r. Ogromny 12 metrowy zegar słoneczny ważący ponad 200 ton. Warunki astronomiczne są tu wspaniałe.
Tylko tu bowiem można zobaczyć jak słońce wstaje z wody i chowa się w wodzie poruszając się po idealnym wrzecionie matematycznego horyzontu, a odbite od morza promienie słoneczne wyznaczają nam pory dnia i roku. Wierzchołek obelisku skierowany jest na Gwiazdę polarną. Runiczne odwzorowanie miesięcy, dni i godzin. Jak w prawiekach można tu poczuć że to Słońce jest Panem życia a każdy z nas jest dzieckiem natury, z uwzględnieniem jej rytmów. Siłę i rewitalizację pobieramy od natury, a nie z apteki czy kościoła.  Na naturalnych tarasach widokowych można poczuć jak wiatr niosący piasek systematycznie odmierza czas naszego istnienia, zmienia nam historię w rytm wiatru i wody. Zewsząd tu obserwują nas już opisywani bogowie i dobre duchy. Szczególnie w sąsiedniej miejscowości, gdzie gromadzą się na szlaku zmierzającym na Górę Czarownic. 
Na miejscowym cmentarzu w Nidzie nawet krzyże mają dziwny i specyficzny wygląd totemu pochodzącego z miejscowych legend. To kolejny ślad na wielkie trudności w chrystianizacji Litwy i Żmudzi.
Wszędzie też króluje tu biżuteria z bursztynu, którą warto tu nabyć bo takiej i w takich cenach nigdzie nie spotkamy. Nasza ładniejsza połówka będzie bardzo zadowolona. :) Inną atrakcją na Mierzei Kurońskiej jest delfinarium i muzeum morskie. Nie sposób pominąć świetnego pokazu delfinów, lwa morskiego i fok. To duży obiekt położony na przeciwległym końcu półwyspu i świetna atrakcja dla dzieci. Druga mi znana taka znajduje się dopiero w Gardalandzie we Włoszech.Po czterech dniach pobytu pora się pakować i w drogę do Druskiennik! Do super Parku Wodnego. Po drodze jeszcze zaglądamy do Trok. Znajduje się tu Trokiajski zamek, zbudowany na jednej z wysp jeziora Galwie.Otaczają go cztery jeziora: Galwie, Łuka, Totoriszkiu i Akmiana. To wspaniała budowla średniowieczna. Podczas wojny z Rosją (1650-1655) zamek został doszczętnie spalony, a potem zburzony. Dopiero w latach 90. XX w. zakończono rekonstrukcję gotyckiego zamku. Przez wieki Troki uważane były za stolicę pogańskiej, giedyminowej Litwy. Dodatkowa osobliwość Trok to śniadoskórzy Karaimowie, ściągnięci tu w średniowieczu z dalekiego Krymu. Przed wojną Troki należały do Polski, położone prawie na samej granicy z Litwą. Dziś liczą 7200 mieszkańców i podobnie jak cała Wileńszczyzna w znacznym stopniu zamieszkane są przez ludność polską. Cały teren jest tu przepiękny, bowiem znajduje się tu w okolicy 200 jezior i wzgórz polodowcowych, które tworzą wspaniałe krajobrazy. Jeśli dodamy obficie występujące tu lasy, ciszę i spokój to otrzymamy krainę jak z bajki. Czas jednak jechać dalej :)

Druskienniki prócz oczywistych sentymentów chyba dla każdego Polaka znanych, posiadają coś jeszcze – to Akwapark! Niesamowite atrakcje dla wszystkich – naprawdę dla wszystkich --AqaPark-- Nie będę opisywał, wystarczy dokładnie zobaczyć na stronie internetowej ;)
W centrum doskonały camping Druskinnikai (tani). Polecam! Poza tym znowu cisza, spokój i sentymentalne spacery nad Niemnem.
Litwa to może i mały, ale dumny kraj z Wielką duszą! Teraz nawet trochę rozumiem ich niepokój i niechęć do tych Polaków, którzy tam mieszkają, a którzy przez swoich politycznych liderów dążą do odbudowania tam prawicowych katolickich społeczności, którzy żądają budowy kościołów, nauki religii itp. Litwa obawia się takiej polskiej mniejszości, mając ujemny, prawie 3% wskaźnik urodzeń i sporą emigrację młodzieży. Już teraz liczba ludności spadła poniżej 3 mln! Zobaczymy, może te wzajemne animozje na terenach Wileńszczyzny się jakoś ułożą.
Zdecydowanie tu powrócę i to nie na tydzień. Już myślę o wyprawie przez państwa bałtyckie :) Może są jacyś chętni...? ;)
tekst i zdjęcia:  tajo@vp.pl

Włoskie wspomnienia czyli Aniołowie w Loreto cz III.


Mrówki, tysiące mrówek zagościło w naszym namiocie i pomimo zmierzchu i maksymalnego zmęczenia trzeba było trzepać cały namiot i przestawiać w inne miejsce. Tak bywa pod namiotami, ale to nic. Pewnie już pisałem jak kiepskim i drogim jest camping Castelfusano, na którym nie ma nic oprócz mrówek (ledwie liche toalety), a cena z kosmosu. Nie polecam! Pakujemy się zatem rankiem i w drogę! Przed nami miejsce,
do którego chciałem zawsze dojechać - to Montecassino! Jest gorąco, jedziemy prawie nowym samochodem, w którym nigdy temperatura silnika nie przekroczyła 90st. Teraz jest już 95! Wentylator na chłodnicy wyje na max, a niech wyje-taką ma rolę-dodaję gazu. Nie będę się z nim pieścił. Nitka drogi turystycznej, która wije się po zboczu góry Montecassino zwiększa ciągle swe pochylenie. Dopiero stąd widać jak strome są zbocza, gdzie Polacy musieli iść by strącić go z chmur. To po prostu niewiarygodne! Ja na pieszo nie byłbym w stanie dziś pokonać tego wzniesienia, a przecież nikt by do mnie nie strzelał! A oni szli, szli i padali. Klasztor zdobyto siłami kompani zaopatrzenia i pomocniczych, bo bojowe już zginęły. Na cmentarzu na szczycie groby znaczą kres życia wielu młodych chłopaków. Między innymi 21 letni żołnierz, który przybył do Andersa z Nowego Jorku, chociaż nie musiał. Mógł cieszyć się bezpiecznym życiem za oceanem.
Warto podkreślić, bo nigdy wcześniej o tym nie słyszałem, że są tu groby Polaków wyznania Żydowskiego. Pochowani po prawej stronie cmentarza. Ich nagrobki zdobią Gwiazdy Dawida. Dlaczego są te groby zgrupowane osobno? To tacy sami polscy patrioci jak wielu innych. Oddali krew za swą ojczyznę. Tylko że religię wyznawali inną - właściwie podobną? A co to znaczy? Powinny ich nagrobki być pomiędzy innymi.
Dlaczego mówi się tylko źle o żydach, zwłaszcza ustami niektórych prawicowych polityków... Ech... a co robili wtedy polscy duchowni? - Zbratani układem papieskim z hitlerem? (...oczywiście za wyjątkiem ojca Kolbe i niektórych innych, ale właśnie wyjątkiem potwierdzającym regułę. W tym to właśnie czasie papież błogosławił dywizje niemieckie idące na front wschodni). Czy było to podziękowanie dla faszyzmu za traktaty laterańskie? Nieco dalej znajduje się też cmentarz żołnierzy niemieckich. Też tu zginęli, i też jako ofiary zbrodniczej machiny ideologicznej, musieli rozstać się na zawsze ze swymi najbliższymi. Większość zapewne wierzyła do końca w ideały propagandowe III Rzeszy.
Patrząc na groby wojenne w głowie powstaje mi obraz pustych ale jak niebezpiecznych
nawoływań ideologicznych. Ein Volk ein Furer...! wrzeszczał hitler do swoich wojsk maszerujących na
wschód lub Jeden Bóg jedna Wiara... krzyczał ksiądz do rycerzy krzyżowych idących na
Jeruzalem! i Sulejman Wielki na Malcie oblegając Szpitalników śpiewnym głosem Za
Allacha, Za wiarę...!,  Za Stalina, za Rodinu... wrzeszczał oficer NKWD z naganem w
ręku. Skóra cierpnie mi czasem jak widzę niektórych politykierów, bo trudno ich jednak
nazwać politykami, którzy dziś z podobnymi hasłami na ustach, a w dłoniach z symbolami
religijnymi próbują tych samych sztuczek ze społeczeństwem. Sprawy Bogów zostawmy może samym Bogom, niech oni sami się wyniszczają, a zwycięzca niech nas powiadomi, kto rządzi na ziemi, i niech najlepiej sami swymi boskimi rękoma utrzymują i dają pieniądze na swe kościoły i organizacje ich reprezentujące ;)
W zadumie i z pełną głową przemyśleń jedziemy dalej do Miasta Przestrogi i Pokory jak je należy chyba nazywać czyli do Pompei. Myślę tu o pokorze względem jedynego Suwerena jakim jest Matka Natura. Krajobraz za oknem zaczyna się jednak coś psuć... co to jest? Gdzie ja zajechałem?
Czy to Włochy? Czy jakieś slamsy? Wiem, pomyliłem drogę i jadę teraz przez gigantyczny śmietnik. Śmieci, śmieci, wszędzie śmieci. Przedmieścia Neapola - Śmieci, przedmieścia Pompei - śmieci. W centrum rozbijamy namiot na campingu. Stąd już nie daleko do Pompei Scavi czyli do wykopalisk. Rankiem wstajemy i wychodzimy by cofnąć się w przeszłość, zanurzyć w historii dziejów, a tu co? Przeszkoda! Kilka śmietników wypełnionych po brzegi, wydobywający się smród i sfora bezpańskich psów gryzących się i walczących ze sobą o resztki.
Ech... myślę i Wy Włosi tworzyliście kiedyś taką kulturę? Wy jesteście w Unii Europejskiej od tylu lat jako starzy członkowie? Was na południu należałoby odgrodzić od reszty bo do kogo jak do kogo, ale do Polski Wam daleko. Może więcej zarabiacie, ale kultury i dyscypliny żadnej. Trąbicie w swych poobijanych autach na wszystko, na skrzyżowaniach trzeba siłą wymuszać na Was zielone światło, wszystko wywalacie na ulicę, krzyczycie na swoje kobiety. Słyszeliśmy że tak na południu Włoch jest, ale czym innym jest słyszeć, a czym innym się tam znaleźć i POCZUĆ !!!. Myślę sobie że niejeden pirat drogowy na warszawskich blachach, co to trąbi i mruga światłami na autostradzie zrobiłby się malutki i cieniutki (dosłownie) na ulicach Neapolu. ;) Tu przy małej stłuczce nie wzywa się policji, tylko opieprza nawzajem żwawo gestykulując kilka minut w rytm klaksonów i... jedzie dalej! Prawie każde auto jest poobijane. Nie chciałbym tam mieszkać – nigdy

Same wykopaliska są super, robią wrażenie! Pompeje uważane były za jedno z najatrakcyjniejszych miast Starożytnego Rzymu. Budowle wznoszone były z harmonią i pięknem. Jednak dnia 24 sierpnia 79 roku n.e. Pompeje spotkała tragedia. Wybuch wielkiego wulkanu, Wezuwiusza spowodował ogromne zniszczenia w mieście. Na szczęście popiół wulkaniczny, który zasypał Pompeje doskonale zakonserwował budowle i przedmioty i nawet ludzi, co pozwala nam poznać wygląd rzymskiego miasta i życie jego mieszkańców. Oprócz Pompejów zniszczone zostały miasta: Stabie i Herkulanum.
Pierwsze fragmenty miasta zostały odkryte w 1600 r., lecz prace wykopaliskowe rozpoczęto dopiero w 1748 r. Trwają one zresztą do dziś (od 1860 r. pod nadzorem rządu włoskiego).
W Pompejach ciągle dokonuje się odkryć, a dzięki ogromnym funduszom odkopuje się kolejne 20 hektarów gruntu.

Wykopaliska odsłoniły niedawno kryty podgrzewany basen, którego ściany były pokryte erotycznymi malunkami (Watykan uznał je za niestosowne i zalecił ukrycie ich). W maju 2000 r. w czasie prac nad poszerzeniem autostrady, odkryto luksusowy hotel. Sterty pociętych płyt marmurowych wskazują, że hotel był budowany, gdy wybuchł Wezuwiusz.
Mnie zaś zastanawia czemu nikt nie mówi o uprawianym w Pompejach kulcie Wenus.
W Pompei bez żadnych hipokryzji i zahamowań uprawiano seksualny handel. Domy uciech, czyli lupanaria, można było znaleźć we wszystkich dzielnicach miasta; zupełnie jawnie ogłaszano w nich oferowane usługi i podawano ceny. Najtańsze dziewczyny — takie jak Successa czy Opata — brały 2 assi (ówczesna waluta), Attica — 16. Na zewnątrz widniały napisy mające zniechęcać podglądaczy. Na przykład: Tu nie ma miejsca dla wałkoni… Wynocha! Wewnątrz natomiast znajdowały się malowidła mające zachęcać klientów. Obrazy i rzeźby o tematyce erotycznej były czymś zupełnie naturalnym — nawet w domach prywatnych. Freski przedstawiające misteria uprawianych w mieście kultów miały charakter na wpół sakralny. Częstym motywem były gigantycznych rozmiarów fallusy. Spełniały rolę stojaków na pochodnie lub oliwnych lamp, stanowiły główne elementy humorystycznych rysunków, a nawet służyły jako dzióbki przy naczyniach do picia dla kobiet. Na porządku dziennym były też, na przykład, zabawne kufle, ozdobione wizerunkami bogów wyposażonych w iście nadprzyrodzone przyrodzenie lub przedstawiające bożka Pana dosiadającego wywróconej na plecy kozy. Nie ma się zatem co dziwić że te rzeczy są dopiero od niedawna do zobaczenia w Pompejach. Wcześniej za sprawą Watykanu zabroniono ich pokazywania turystom. Były też podobno pomysły niektórych biskupów aby zniszczyć je raz na zawsze. Na szczęście nie zostało to wykonane i dziś znamy nawet poszczególne imiona nierządnic jak; Panta (Wszystko), Culibonia (Śliczny Tyłeczek), Kallitremia (SuperC...a), Laxa (Obszerna), Landicosa (Duża .......), Extaliosa (Tylny kanał) itp. Ich klienci także są nam znani — z imienia lub przydomka: Enclione (Waleczny Ochlaptus), Skordopordonikos (Ten który pierdzi czosnkiem). Naczelny alfons największego burdelu Pompei umarł na krótko przed wybuchem wulkanu. Jego sługa wyskrobał na bramie epitafium: Do wszystkich, którzy opłakują. Africanus nie żyje. Napisał to Rusticus. Handel prowadzono z uwzględnieniem dwóch płci i w dwóch językach: chłopca mógł sobie wynająć zarówno klient, jak i klientka, transakcje prowadzono zaś zarówno po grecku, jak i po łacinie. Podstawowy słownik obejmował czasowniki futuere, lingere i fellare oraz rzeczowniki phallus, mentula, vulpa, cunnus (lub connos) i lupa. A oto najbardziej wymowne są grafitti — odnotowane przez starożytnych momenty triumfu lub klęski, zachowane po wsze czasy:
FILIUS SALAX QUOT MULIERUM DIFUTUISTI - Synu mój rozpustny, ileż tokobiet wyd....łeś?
AMPLIATE, ICARUS TE PEDICAT — Ampliatusie, r...e cię pedał Icarus
RESTITUTA PONE TUNICAM ROGO REDES PILOSA CO — Restituto, błagam, opuść tunikę i pokaż kosmate futerko.
DOLETE PUELLAE PEDI-...CUNNE SUPERBE VALE...AMPLIATUS TOTIES...HOC QUOQUE FUTUTUI… — Płaczcie dziewczyny, skur… żegnaj, cudna ci..o… Ampliatus tyle razy… To ja też cipciu ciupciu...
IMPELLE LENTE — Wtykaj powoli (z rysunkiem).
MESSIUS HIC HIHIL FUTUIT — Tu Messius niczego nie wy....ł (napis na ścianie domu Amanda)
Widzimy zatem na przykładzie Pompejów jak skrzętnie tego typu informacje są przemilczane nawet przez niektórych przewodników polskich wycieczek i informatory turystyczne. Nie wiedzą co zrobić z taką kulturą, ci pseudo moralizatorzy narodu. Myślą że jedynie słuszna jest ich własna, często zakłamana moralność. Przyrównują w swej bezsilności zatem Pompeje do biblijnej Sodomy i Gomory i opowiadają bzdury  turystom. Ech... szkoda już słów... :( Dobrze że nie jestem uczestnikiem zorganizowanych wycieczek z Częstochowy, których przewodniczkę miałem wątpliwą przyjemność podsłuchać w Pompejach.
Następnego dnia udajemy się na głównego sprawcę tych wydarzeń czyli na Wezuwiusz.
Droga nań porównywalna jest do wjazdu na Montecassino. Właściwie to biegną tam dwie drogi, ale ja polecam tę od autostrady, bowiem druga jest typową włoską drogą, wśród bezkresu śmieci i odchodów :( Jakieś 500 metrów od szczytu trzeba zostawić samochód na parkingu i dalej idziemy pieszo. To najpiękniejsza droga z dreszczykiem jaką szedłem. Pod nogami chrzęszczą kamienie z pumeksu i wulkanicznej lawy. Mamy poczucie swej małości w obliczu grozy Natury. Wreszcie szczyt, można obejść go prawie do okoła, swobodnie zaglądając do wnętrza krateru. Wulkan jest ciągle monitorowany przez aparaturę pomiarową poustawianą tu na każdym kroku. Ciągle stanowi on zagrożenie dla Neapolu i okolic. Widok z Wezuwiusza zapiera dech. :)

Może jak na jeden wyjazd dość już zwiedzania? Jedziemy zatem na drugą stronę Włoch nad Adriatyk. Tu miło spędzamy kilka dni na kąpielach i leniuchowaniu na niedrogim i fajnym campingu. W drodze powrotnej do kraju zatrzymujemy się w Loreto. Co wiemy o tym miejscu?
Prócz tego że jest miastem stowarzyszonym z Częstochową, a właściwie z klasztorem Jasnogórskim. Tu w Loreto znajduje się również klasztor o wielkim światowym kulcie Boskiej Rodziny. Spotykamy się tu z wieloma polskimi wycieczkami typu toruńskiego ;) przybywa ich tu tak dużo, że miejscowi Włosi nauczyli się już trochę po polsku. Zresztą większość żyje tu z wyrobu dewocjonali głównie dla Polaków.
Miałem zaszczyt pierwszy raz w życiu zobaczyć święcenie tych dewocjonaliów na skalę iście przemysłową. Cyklicznie zmieniający się zakonnicy święcili medaliki itp. w 2 sekundy szybko powtarzając po włosku, quindi, per favore! Kolejka była mimo to ogromna, a nowym przybyszom każdy chętnie wskazywał jej koniec poradami typu  Panie! Tam jest koniec kolejki, tu Pan nie stał! ;) Na czym więc polega ta magia i tajemnica tego miejsca? Czemu pielgrzymi tak ochoczo tu przybywają? Gdyby polski autokar przybył tu jeszcze 50 lat temu, turyści dowiedzieliby się że za ołtarzem znajduje się święta chata pasterska, przyniesiona tu w cudowny sposób przez Aniołów, w której narodził się Jezus.
Dziś zostaną mgliście poinformowani że i owszem święty domek rodziny, że z terenów Betlejem itp. Ja sobie zaś tak przekornie myślę: a co z tymi setkami tysięcy wiernych, którzy przez wieki przybywali tu, składali swe modlitwy, żyli i umierali w wierze że faktycznie aniołowie w cudowny sposób przynieśli tu i złożyli ten Święty domek Rodziny.
Faktycznie aniołowie przywieźli kamień po kamieniu chatę pasterską do Loreto. Tak nazywała się wpływowa włoska rodzina St Angelo (Aniołowie). W czasie wypraw krzyżowych została wytypowana jako domniemany budynek, gdzie narodził się Jezus i oficjalnie poświęcona. Gdy upadek Jerozolimy był już pewny właśnie rodzina St Angelo przewiozła domek najpierw na tereny dzisiejszej Chorwacji, a potem docelowo do Loreto. Przechodząc przez bramę – Porta Marina – wchodzi się na mały plac z balkonem. U podnóża tego placu znajduje się cmentarz polskich żołnierzy z II Korpusu Gen. Andersa, którzy wyzwalali Ankonę i Loreto, a obok znajduje się klasztor sióstr nazaretanek.
... i tylko pozazdrościć dziś zakonnikom takiego widoku z okien swoich cel na niedaleki Adriatyk – jest przepiękny, widać stąd Boskość Natury! A ja sobie tak myślę że sam mógłbym być tu zakonnikiem, tylko żeby coś zrobiono z tym celibatem... ;)

6 sty 2010

Włoskie wspomnienia czyli Aniołowie w Loreto cz II.



Upał podnosi się wraz ze słoneczkiem. My wstaliśmy wcześnie rano i tak polecam każdemu, kto chce zobaczyć jak najwięcej. Tylko pechowo trafiliśmy na bardzo wysokie temperatury. Cały ruch pieszy odbywa się po tych stronach chodników, gdzie cień dają domy lub drzewa. Chodniki położone w słońcu są zupełnie puste. W cieniu tłumy wymijają się na wąskich nierzadko uliczkach. 
Rzym to miasto chyba miliona skuterów i motocykli. Wiem że wielu naszym rodakom to przeszkadza, ale nie mnie! Bardzo podoba mi się ten tłum jednośladów ruszający z pozoru bezwładną masą gdy światło zmienia się na zielone. Jest w tym tumulcie jednak jakiś porządek. Niewielu rodaków zapewne umiałoby poruszać się tu motocyklem, mimo że w Polsce jeżdżą często na jednym kole i palą gumy na osiedlowych uliczkach oklaskiwani przez ich nastoletnie koleżanki. ;) Przyglądam się zatem rzymskim jednośladom. Jeżdzą bardzo szybko, ale i pewnie. Widać jak oczy raz po raz spoglądają w lusterka, a wyczucie lewej dloni na klamce sprzęgła wydaje się być perfekcyjne! Co istotne to to, że kierowcy samochodów pilnie śledzą ruch jednośladów by nikogo nie potrącić. Bardzo dużo tu kobiet na skuterach i motocyklach. Mnie szczególnie podoba się Ducati Monster. Rozpisałem się trochę o moto, bo to lubię. Marek motocykli jest tu mnóstwo i to takich nie spotykanych w Polsce: Aprilia, Cagiva, Gilera, Ducati, Malaguti, MotoGuzzi, Moto Morini, Agusta czy Bimota. Włochy słyną z marek motocykli. Dlaczego w Polsce nie mamy już żadnej marki własnej?
Jest jeden rodzaj motocyklowych jeźdzców, na których trzeba uważać. To "scipatori". Podjeżdżają w momencie, łapią za np. damską torebkę, lużno niesiony w ręku plecak lub drogi aparat i znikają w dwie sekundy. Trzeba uważać i nie dotyczy to samego Rzymu a może i bardziej południa Włoch!
Południowe Włochy to wogóle jest niezły numer, heh..:) Opiszę to innym razem.
Tymczasem zwiedzamy:
Łuk Konstantyna, który został zbudowany w roku 313 dla upamiętnienia zwycięstwa Konstantyna nad Maksencjuszem. Jest to ostatni łuk triumfalny wzniesiony na życzenie Senatu i ludu rzymskiego.


Forum Romanum ( z łaciny to rynek rzymski), centrum religijnego, politycznego i gospodarczego życia starożytnego Rzymu. Znane też jako Forum Magnum tj. plac w starożytnym Rzymie, położony u stóp Kapitolu i Palatynu. Od V wieku ulegało stopniowemu zniszczeniu. W IX, X wieku stanowiło kamieniołom gdzie łatwo pozyskiwano budulec do nowych budowli. Do XVIII wieku służyło nawet na wypas bydła. Prace wykopaliskowe rozpoczęto na początku XIX trwają do dziś.


Usta prawdy (Bocca della Verita) to marmurowa maska. Wierzy się, że kto włożył swoją dłoń do Ust i składał fałszywe świadectwo, nie mógł jej już nigdy wyjąć. Maska znajduje się w atrium Marii Panny, w kościele Cosmedin. Faktycznie usta prawdy były kiedyś pokrywą ścieku. Sprytni Biskupi w średniowieczu wpadli na pomysł umieszczenia ich w tym kościele w taki sposó, że za ścianą czychał żołdak z mieczem. Gdy według oczywiście ich osądów ktoś był czegoś tam winien siłą wsadzano mu tam rękę, którą z tyłu za ustami obcinano mieczem. - Brrr. Potworność!
Plac Wenecki jest nie tylko centrum rzymskiego życia politycznego, religijnego i społecznego lecz także punktem orientacyjnym dla zwiedzających. Tu zbiegają się najważniejsze arterie komunikacyjne miasta.


Vittoriano czyli pomnik Wiktora Emanuela II, zwany także Ołtarzem Ojczyzny. (Altare Della Patria). Jest to gigantyczna marmurowa budowla. Oddaje ona cześć pierwszemu królowi zjednoczonych Włoch za którego panowania odrodzono jedną ojczyznę wszystkich Włochów (Patrie Unitati) i wyzwolono jej obywateli od obcego panowania (Civiem Libertati).
Warto troszeczkę pomęczyć nogi i wspiąć się na taras znajdujący się pod kolumnadą, skąd można podziwiać niezapomniana panoramę Rzymu. Sama budowla to nie tylko królewski pomnik. Tu pochowano Nieznanego Żołnierza z okresu pierwszej wojny światowej oraz stworzono we wnętrzu ołtarza muzeum historyczne poświęcone zjednoczeniu Włoch (Museo Centrale del Risorgimento – można je zwiedzić za darmo).


Panteon w Rzymie (z grec. pan – wszystko, theoi –bogowie), miejsce poświęcone wszystkim bogom, to okrągła świątynia na Polu Marsowym, ufundowana przez cesarza Hadriana w 125 r. na miejscu starszej świątyni, zbudowanej ku czci boskich patronów Rzymu, zniszczonej przez pożar. Należy do najwspanialszych i najlepiej zachowanych budowli starożytnego Rzymu. Od VII w., gdy cesarz podarował Panteon papieżowi jest to katolicki kościół pw. Santa Maria ad Martyres. Dla tego też wewnątrz nie ujrzymy oryginalnych rzeżb greckich bogów, tylko figury chrześcijańskie.

Fontanna czterech rzek. Wśród wąskich uliczek starego miasta, pomiędzy Tybrem a via del Corso mieści się piękny eliptyczny plac, miejsce, do którego turyści bardzo chętnie wracają. To Piazza Navona. Pośrodku placu znajduje się jedno z najpiękniejszych dzieł sztuki baroku – Fontanna Czterech Rzek (Fontana dei Quattro Fiumi). Ogromna fontanna została wzniesiona w latach 1650-51 na polecenie papieża Innocentego X, a zaprojektował ją Jan Wawrzyniec Bernini. Nad dość dużym basenem wznosi się skała z grotą, fantazyjnie ozdobiona; czterej muskularni mężczyźni z białego marmuru znajdujący się na skale to posągi symbolizujące cztery rzeki (rzeka po włosku jest rodzaju męskiego): Nil, Ganges, Dunaj i Rio de la Plata oraz cztery wówczas znane kontynenty: Afrykę, Azję, Europę i Amerykę. Z groty wypływa osiem strumieni wody, skrząc się i migocząc w słońcu. Nad całą tą kompozycją króluje wysoki, obelisk (starorzymska imitacja obelisku egipskiego), pochodzący z ruin cyrku Maksencjusza przy via Appia Antica. Ozdobami fontanny są też elementy fauny i flory: koń, lew, krokodyl czy palma, natomiast na szczycie obelisku jest gołąb z brązu z gałązką oliwną, która jest motywem herbu ówczesnego papieża, Innocentego X. Tu ciekawostka, w Rzymie można pić wodę z fontann, jest ona czysta i nadaje się do spożycia.


Fontanna di Trevi, wł. Fontana di Trevi – najbardziej znana barokowa fontanna Rzymu. Została zbudowana z inicjatywy Klemensa XII w miejscu istniejącej wcześniej fontanny zaprojektowanej przez Leona Battiste Albertiego z 1435 r. Zasila ją woda doprowadzona akweduktem zbudowanym w 19 p.n.e. przez Agrypę, tym samym, który zasila fontannę Barcaccia znajdującą się u podnóża Schodów Hiszpańskich. Dziś znana jest też z tego, że od czasu do czasu ktoś wskakuje do niej bez ubrania (najczęściej zdesperowane gwiazdki, ale i dla zabawy zwykli Włosi)

Hiszpańskie schody- jedno z najbardziej spektakularnych, miejskich pozostałości po baroku. Schody zostały zbudowane na prośbę papieża Innocentego XIII przez Francesco De Sanctis w latach 1723-26. Kiedy wiosną kwitną kwiaty, schody są przyozdobione wazonami z azaliami.


Zbliżamy się do Zamku Anioła. To prawdziwa twierdza. Papieże ukrywali się tam w czasach buntów i zamieszek. Sama budowla jest niezwykle ciekawa i starsza od Bazyliki. Wybudowano ją jako Mauzoleum Hadriana,– grobowiec przeznaczony dla cesarza Hadriana, jego rodziny oraz następców. Wzniesiono go pod koniec życia cesarza (budowa została rozpoczęta ok. 135 r., zakończona w 139 r.), na lewym brzegu Tybru, w pobliżu Watykanu. Grobowiec wybudowany został na podstawie w kształcie kwadratu o boku 89 m i wysokości 15 m. Na niej postawiono koliste mauzoleum o wysokości 21 i średnicy 64 m przekryte kopułą.Pochowano tam m/in. Antonina Piusa, Marka Aureliusza, Septymiusza Sewera, i Karakallę. Wejście do mauzoleum prowadziło przez dromos i rampę zakończoną kwadratowym pomieszczeniem, w niszy którego umieszczono posąg cesarza. Z tego pomieszczenia spiralny korytarz prowadził do komory grobowej o wymiarach 8 x 8 m. Ściany tego pomieszczenia wyłożono marmurem a jego nisze przeznaczone były na urny z prochami zmarłych. Budowla funkcję mauzoleum pełniła do 271r, kiedy została włączona w system murów obronnych Rzymu. W czasach Teodoryka zamieniono ją na więzienie. W V wieku została przebudowana na fortecę. Pod koniec VI wieku papież Grzegorz I Wielki przemianował ją na Zamek św. Anioła (podczas zarazy panującej w Rzymie miał ujrzeć nad budynkiem Mauzoleum postać anioła z mieczem w ręku, faktycznie musiano jakoś wytłumaczyć zarazę karą Bożą i przejąć na dobre twierdzę dla potrzeb papiestwa). W 608 r. papież Bonifacy IV na szczycie budynku wzniósł kaplicę Świętego Anioła w Niebie. W 1277 papież Mikołaj III połączył zamek z Watykanem za pomocą korytarza, istniejącego do dziś. Od 1752 roku budynek zdobi rzeźba przedstawiająca anioła z mieczem. Obecnie, od roku 1933, znajduje się w nim watykańskie muzeum średniowiecznej broni. Na przeciw niej spina oba brzegi Tybru najstarszy ośmioprzęsłowy most Pons Aelius.

To tyle o Zamku Anioła, przed wejściem na plac Św. Piotra postanawiamy troszkę odpocząć, a że jest jeszcze pora sjesty, więc jest w miarę cicho i spokojnie. Tybr płynie leniwie, niosąc mało wód tego lata - susza. Można przysiąść na ławeczce i odpocząć w cieniu drzewa oliwnego. Nagle...jakiś szum z oddali. Słychać głośny śpiew tłumu! Szybko narasta. Odbija się echem. Rozpoznaję polskie słowa..."Madonno, czarna madonno ...jak dobrze Twym dzieckiem być...." Na czele młody ksiądz z gitarą w rozwianej na wietrze sutannie, na nogach sportowe buty  (coś jak Wolność wiodąca lud na barykady" z obrazu Eugéne`a Delacroix), a za nim ze setka naszych z ciupagami, krzyżami, w dłoniach różańce, idą szybko, prawie biegną. Śpiewają cały czas, głosy zachrypnięte niesamowicie. Pewnie tak od Polski non stop pieśni. 1,2,3,4 sekundy – przemknęli. Uff, ... patrzę na chodnik, czy wszystkie gołębie zdążyły ucieć. Zdążyły! Pewnie są przyzwyczajone do polskich wycieczek. Zazdroszczę po cichu takiego zaangażowania i poczucia nieomylności wobec kościoła. Gdybym tak rozpalił troszkę wiarę, pewnie też bym tak maszerował nie raz – rozmyślam, ale w tym momencie moje rozważania przerywa widok młodej zakonnicy na skuterze Piaggio. Ech... to się nie uda :(


Watykan.
Przy wejściu na Plac Św. Piotra mam wrażenie że kolumnady otaczają mnie półkolistym kręgiem, jak ramiona ojca, który wyszedł na powitanie syna marnotrawnego, czyli może i mnie ? Tu lekkie letnie ciuchy ( bluzeczki i bluzki z krótkim rękawem, mini spódniczki i krótkie spodnie ) nie są mile widziane. Trzeba zachować skromność i powagę.
Historia Watykanu sięga IV wieku, kiedy cesarz rzymski przekazał biskupom Rzymu jeden ze swoich pałaców. Biskupi rzymscy zaczęli od razu walkę o status wyższości biskupa Rzymu nad pozostałymi biskupami chrześcijaństwa. Metody tej walki były bardzo dalekie od dzisiejszych metod zwanych "Fair Play". Państwo Kościelne, władane przez papieży, powstało później. Jego powstanie związane były z odkryciem tzw. darowizny Konstantyna, który jakoby miał darować papieżom Rzym wraz z okolicami. ( do dziś nie wiadomo na pewno, czy cesarz Konstantyn faktycznie tego dokonał, czy darowizna ta została później spreparowana by umocnić słabą jeszcze wtedy dominację biskupstwa Rzymu). Państwo to utrzymało się do 1870 r., kiedy to armia króla Włoch Wiktora Emmanuela II włączyła je do powstającego Królestwa Włoch. Papież nie zgodził się z tą decyzją i ogłosił się więźniem Watykanu. Dopiero w 1929 rząd włoski i Stolica Apostolska podpisali tzw. traktaty laterańskie, kończące spór.
Początkowo siedzibą papieży nie był sam Watykan lecz Lateran. Watykan był miejscem pielgrzymek do Grobu św. Piotra. Wokół już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zbudowano klasztory, przytułki i schroniska. Powstały też liczne kramy kupieckie obsługujące podróżujących, jak i domy publiczne, które nie należały do żadkości. Pierwsze umocnienia obejmujące bazylikę św. Piotra i Mauzoleum Hadriana (zamek anioła) zostały zbudowane podczas pontyfikatu papieża Leona IV pod koniec IX wieku. Watykan stał się miejscem, gdzie papież mógł się schronić przed najeźdźcami. Przeniesienia siedziby papieskiej na Watykan dokonał Grzegorz XI 17 stycznia 1377 po powrocie z Awinionu.
Organizacja Państwa Watykańskiego:
Państwo Watykańskie nie stanowi części Włoch, choć jest położone w obrębie Rzymu. Dostojnik wybrany na papieża i biskupa Rzymu jest jednocześnie głową Państwa Watykańskiego. Jest też ostatnim w Europie władcą absolutnym, najwyższą władzą ustawodawczą, sądowniczą i wykonawczą. Watykan ma niewielu stałych obywateli. Obywatelstwo watykańskie jest natomiast czasowo przyznawane osobom, które pełnią jakieś funkcje na rzecz Stolicy Apostolskiej. W 1994 roku Watykan miał zaledwie 475 obywateli, z czego połowa pozostawała w służbie dyplomatycznej. Około 100 osób to żołnierze Gwardii Szwajcarskiej (tracący obywatelstwo z chwilą powrotu do Szwajcarii). Pozostali obywatele to kardynałowie (w służbie czynnej i emerytowani) oraz osoby świeckie i duchowne zatrudniane przez Państwo Watykańskie. Obywatele Państwa Watykańskiego są w zasadzie wolni od podatków (poza niewielkimi świadczeniami). Mało kto wie że zgodnie z prawem międzynarodowym Państwo Watykańskie może utrzymywać wojsko, a także posiadać marynarkę wojenną i lotnictwo, jednakże z woli Pawła VI "siły zbrojne" Watykanu zostały zredukowane (w 1970 roku) do minimum; rozwiązaniu uległa Gwardia Szlachecka, Gwardia Palatyńska i Żandarmeria Pontyfikalna (które i tak od pewnego czasu pełniły funkcje czysto reprezentacyjne). Jeśli zaś chodzi o najwyższy urząd w Watykanie rozpatrywany historycznie to najlepiej świadczą tu słowa Kardynała Josepha Ratzingera, obecnego papieża Benedykta XVI , który powiedział kiedyś „Gdyby wyłącznie Duch Święty miał wpływ na wybór papieża, wielu by nim nie zostawało” .


Dzień ma się już ku końcowi, więc zmęczeni ostatkiem sił podążamy w stronę metra. Po trzech przesiadkach wracamy na camping. Jest już noc. Tylko nieliczne latarnie oświetlają nam drogę do namiotu. Trzeba jeszcze iść pod natrysk, zdjąc z siebie zmęczone ubranie (dobrze że woda gorąca – to jedyny plus tego campingu) i ... już mam wskoczyć do namiotu, a tu coś bardzo dziwnego dzieje się wewnątrz!..... Ale numer , ... w środku naszego namiotu przebywa.....
                                        tomek


 niektóre informacje:  www.wikipedia.org                                                                                   cdn...

1 sty 2010

Włoskie wspomnienia czyli Aniołowie w Loreto cz.I



Samochód jadący po takich drogach jest jakby innym autem. Nie trzęsie, śmiga jak by był limuzyną, jest nawet szybszy i przyspiesza lepiej. To przyspieszenie to już nie zasługa włoskich autostrad, a raczej lepszego paliwa. Teraz coś naprawdę zaskakującego: jedziemy prawym pasem po trójpasmowej autostradzie i co ? ...i nic... nie ma kolein ! Gdzie tu są koleiny? Upał sięga 42 st.c, przy asfalcie mijany termometr planszowy pokazuje 56 st. My zbliżamy sie do kolejnego tira leniwie jadącego na Rzym, wyprzedzamy... ciekawe dlaczego nie zostawia kolein? W Polsce jak tylko temperatura przekroczy 34st. tirom każe się zjeżdżać na parkingi, heh...;) tu by Włochy zamarły z braku towarów, bo temperatury są wysokie przez ponad pół roku. Poprostu inna technologia, tu opłaca się budować dobrze i nie naprawiać co trochę nawierzchni, no ale u nas kto by wygrywał co roku przetargi na naprawę asfaltu?


Tak, tak, ale dość o drogach. Jeszcze wczoraj bawiliśmy się w Gardalandzie, a już za 2 godz. Będziemy w Rzymie. Ten Gardaland to ewenement na skalę światową jeśli chodzi o parki rozrywki.
Jest niesamowity i zaskakujący. Oprócz typowych atrakcji dla maluchów ma coś co zachwyca: teatr, w którym można obejżeć naprawdę na poziomie np. musicale, (nie powstydziłoby się takiego teatru żadne miasto wojewódzkie w Polsce, ba... na otwarcie przybyliby wszyscy politycy wraz z ich eminencjami), prawdziwą rewię na lodzie i delfinarium. Kiedyś byliśmy w Disneylandzie pod Paryżem, i co? ...i nic! Świat Disneya w moim przekonaniu to Super atrakcja jak Superman, pod warunkiem jeśli ktoś go lubi. Potem trochę żałowałem że nie wybraliśmy się do Parku Asterixa, bo słyszałem że jest lepszy od Disneya i też w pobliżu Paryża. Panowie animatorzy rozrywki z usa! Tu jest Europa! Tu czasami ludziska potrzebują czegoś więcej niż kaczor i jego myszka ;)...


Tak poza tym jeśli chodzi o nocleg blisko Gardalandu to nailepszym miejscem jest camping Gasparina. Położony nad pięknym jeziorem Garda, z basenami i o dziwo nie drogi. Stąd tylko 1,5 km. pieszo do parku rozrywki ( można zaoszczędzić na parkingu). Niedaleko campingu znajduje się przystań promów, skąd można popłynąć na malowniczą wycieczkę statkiem. Polecam szczególnie miejscowość Sirmione, gdzie można rozkoszować się wspaniałym widokiem średniowiecznego monumentalnego zamku. Koniecznie trzeba się też wybrać na objazd jeziora samochodem. Zachodnie wybrzeże Gardy robi niesamowite wrażenie. To jedna z najpiękniejszych tras widokowych Włoch. A tak wogóle to byliśmy w Gardalandzie już drugi raz i być może jeszcze tam kiedyś pojedziemy. Przyjemne rzeczy lubię powtarzać wielokrotnie ;)
Tymczasem jednak wpadamy na wielką obwodnicę Rzymu. Co trochę zjazd, a ja nie wiem za bardzo gdzie skręcić. Nawigacji niet! Ruch ogromny. Żona kręci mapą lub bardziej mapa nią. Czuję się trochę jak Chevy Chase w filmie "W krzywym zwierciadle: Europejskie wakacje". Scena jak rodzinka wjeżdża na rondo w południe, a po chwili pokazują jak słońce zachodzi, a on ciągle na rondzie :) Oczywiście zjechałem i oczywiście nie tam gdzie potrzeba. Pomaga napotkany Włoch w merolku. Mówi żeby jechać za nim i prowadzi nas tak parę kilometrów na prawidłową drogę – Dziękujemy! Dzielnica Rzymu Ostia leży jakieś 30 km od centrum nad samym morzem. Kiedyś były tu największe doki starożytnej Europy i ogromne spichleże dla Rzymu, gdzie statki przywoziły egipskie ziarno Kleopatry. Dokładniej w Castelfusano znajduje się camping o tej samej nazwie. Uwaga-niepolecam! Bardzo kiepski i okropnie drogi. Rzymska komunikacja za to jest tania i dobra. Za 1E/os. kupuje się bilet 75minutowy co wystarcza na przejechanie z campingu do centrum. Lepiej auto zostawić na parceli zwłaszcza jak się nie ma navi. Jedziemy zatem najpierw autobusem, potem pociągiem, a następnie metrem. Wszystko sprawnie i oczywiście na ten sam bilet. Wychodzimy z metra na stacji "Coloseo" Łał... ale ten amfiteatr ogromny...!!! Myślałem że będzie podobny do tego w Weronie. Podobny jest, ale co do formy. Za to te gabaryty.... niesamowite! Dotykam kamieni u podstawy, niemych świadków dramatycznych losów gladiatorów. Włosi poprzebierani za rzymskich legionistów i centurionów(to ci z wielką szczotką na hełmie) kręcący się wokół tylko pomagają mojej wyobrażni wczuć się w czasy tej epoki. Jeszcze tylko parę zdjęć i trzeba iść dalej, bo do zobaczenia "cały" Rzym.
                                                                                                         dla "A"- tomek ;)   cdn...