Wrzesień 04-23.2020 , Podsumowanie podróży podczas pandemii : AUSTRIA, SŁOWENIA, CHORWACJA, #CZ.14
To nasz ostatni postój przy morzu , później za Splitem wjeżdżamy na autostradę do granicy z Węgrami, taki był nasz pierwotny zamysł. Wysz...
30 gru 2009
Włoskie wspomnienia czyli biały koń o zachodzie słońca.
Wspomnienia włoskiej riwiery adriatyckiej jak i całe Włochy w moim przekonaniu można opisać na conajmniej dwa przykladowe sposoby.
Przykład 1.
Tuż przed zmrokiem wjeżdżamy na camping Internationale w Bibione Pineda. W promieniach zachodzącego słońca wbijamy ostatnie śledzie mocowania namiotu i idziemy przywitać się z adriatykiem. Latarnie głównego deptaka prawie dochodzą do plaży. Jch światło odbija się malowniczo w wodzie tworząc na falach grę barw. Nareszcie po wielu godzinach jazdy można odetchnąć pełną piersią przy subtelnym szumie fal. Płochliwe kraby rozpierzchają się na prawo i lewo od naszych stóp powoli przemieszczających się ku światłom nadmorskich hoteli. Na balkonach można dostrzec całujące się pary lub całe rodziny wpatrujące się w bezkres morza.
Tak..., wieczory na riwierze adriatyckiej są jedyne w swoim rodzaju, jak obietnica spotkania z ukochaną po mozolnym oczekiwaniu w gorący dzień na szklankę zimnego piwa. ;)
Przykład 2.
Tuż przed zmrokiem wjeżdżamy na camping Internationale w Bibione Pineda. Słońce już oczywiście zaszło i nie sposób wbić śledzie w kamienisty i poprzecinany korzeniami grunt. Tłukę się zatem w palec młotkiem, który nie trafia w śledzia tylko w mój wskazujący lewej dłoni..O!Shit!
Nosy zatyka dym z niemieckich grili wielkich jak czołgi a uszy wypełniają słowa ich twardej mowy i śmiechów. ...Ja, ja, ...Gebackene Bratwurst und Bier sind die besten! Ech ... , Idziemy więc na spacer przywitać adriatyk, ale czemu tu tak widno? Wszędzie latarnie, nawet po zmroku nie ma odrobiny prywatności. Plaża podzielona jest na spłachetki. Parę kroków i już wywracam się potykając o linkę. Okazuje się że to już teren sąsiedniego hotelu, gdzie na balkonach rozkrzyczani Włosi kłócą się co lepsze: Fiat Punto czy Alfa Romeo 145. Podążamy więc tuż przy samym morzu po ciałach rozdeptanych za dnia biednych krabów, które nie zdążyły uciec. :(
Tak,...wieczory na riwierze adriatyckiej są jak romantyczny w zamiarach spacer po bazarze w alejkach z warzywami. Zawsze można nadepnąć na pomidora, lub wykłócić się z przekupką.
Tak oto po raz kolejny zdaję sobie sprawę iż sposób postrzegania świata jest w nas samych, a rzeczy widzimy tak jak chcemy je widzieć. Dla jednych biały koń jest nadal biały, pomimo że stoi w promieniach zachodzącego słońca. Dla innych jego barwa jest zmienna tak jak kolor naszej duszy zmienia się od naszych emocji i pragnień.
Takie właśnie są Włochy; zurbanizowane, rozkrzyczane i hałaśliwe a jednocześnie romantyczne, nostalgiczne i przepełnione historią wyciekającą tu z każdej szczeliny. To kraj z duszą kolorową wszystkimi barwami tęczy. Tęcza bowiem będzie zawsze piękniejsza od nawet najwspanialszego lazurowego nieba, ale w jednym kolorze. Zachęcam więc wszystkich do zaangażowanego poznawania Włoch.
tomek ;)
tekst dedykuję J oraz O
15 lis 2009
Ulubione powroty czyli jeszcze raz Chorwacja
Chorwacja jest z całą pewnością tym nielicznym państwem, do którego wraca się wielokrotnie z ogromną przyjemnością. Chociaż byliśmy tam już kilka razy, to kolejny wyjazd jest zawsze inny od poprzedniego. Chorwackie wybrzeże jest unikalne na skalę światową. Jeśli dodać do tego słowiańską duszę tego kraju to my Polacy naturalnie będziemy to państwo traktować w sposób szczególny, inny niż pozostałe kraje. Oczywiście podobne odczucia toważyszyły mi podczas pobytów w Słowenii czy Bośni i Hercegowinie, z tym że widok meczetów w tej ostatniej czy kobiet odzianych od stób do głów z często zasłoniętymi twarzami już powoduje trochę inne nastroje.
Są ludzie, którzy na turystykę patrzą przez pryzmat geopolitycznych podziałów, być może sami są tego nieświadomi, ale tak robią. Planując wyjazd czasem spotykam się z zarzutami typu; Chorwacja?... no coś ty, byłeś tam już kilka razy - po co? Francja... eee; byliście tam już przecież. Owszem. Przejechaliśmy Francję z północy na południe od Mont St. Michael przez Paryż jaskinie Lascaux po Cannes i Zatokę Lwią i wiem że do Francji pojadę jeszcze na pewno. Gdyby np. Andorra nie była odrębnym państwem wiele osób nigdy by zapewne nie zagościło w tym regionie Pirenejów. (To tylko przykład nie ujmując nic Andorze). Ja proponuję zawsze przy planowaniu wyjazdów zapomnieć o sztucznych politycznych granicach, jakie stworzyli ludzie, oczywiście jeśli się tylko da. (Nie da się nie myśleć o granicach np. w przypadku USA. Aby móc cieszyć oczy widokiem sekwoi trzeba najlepiej jak Kościuszko ;) [lub Polacy w Afganistanie] walczyć o ten kraj, a potem poczekać najlepiej kilkaset lat na wizę, chyba że ktoś woli podkop pod murem od strony Meksyku lub dotyk paralizatora od strony Kanady ;) ). Myśleć o miejscach i ich pozytywnym klimacie, o ludziach. Przyroda czy inaczej Natura nie stworzyła granic. To człowiek w swej bezgranicznej głupocie tworzy bariery. Dziś Europa jako chyba jedyna pozbywa się granic podczas gdy reszta świata je tworzy. Tu mam nadzieję że Chorwacja szybko dołączy do Zjednoczonej Europy. Jeśli do tego dodać sentyment powrotu do miejsc, w których kiedyś czuliśmy się fajnie, to z Chorwacji ciągle trudno zrezygnować na poczet pogoni za czymś innym. A przecież Chorwacja to nie tylko wybrzeże, rajskie Plitvice czy Dubrownik. Ciągle nie odkryta czeka Chorwacja północna
( z malowniczymi miasteczkami przy granicy ze Słowenią, parkami geotermalnymi, które tylko każdy mija pędząc autostradą na Zagrzeb) oraz wschodnia Chorwacja ( to dla ludzi świadomych, ceniących przestrogi historii. Myślę o np. obozie koncentracyjnym Jesenovac (Chorwaci też nie byli święci) czy mieście Vukovar. Niedaleko też miejsce szczególnie związane z dawną historią Polski – Mochacz, z tym że to już Węgry, miejsce gdzie poległo ok 1500 rycerzy husarii polskiej. Klęska w tej bitwie zapoczątkowała późniejsze wydarzenia, które doprowadziły do rozbiorów Polski. Do dziś w miejskim parku stoi tam zapomniany pomnik postawiony za czasów II Rzeczypospolitej). Jest też rozległy i piękny skansen.
Tak, tak, rozpisałem się trochę nie na temat być może. Wszystko fajnie tylko jest jeszcze jedno "ale". Jadąc autostradą mając na tyle dzieci (szczególnie małe) wyposarzone w maski do nurkowania, rurki, dmuchane zabawki, aparaty podwodne itp. pytające tylko "Tata?... Ile jesce nad moze?..." trudno skręcić i delektować się historią. ;) Jadę więc na Zagrzeb i po zaledwie kilkunastu minutach ponownego pobytu w Chorwacjii myślę sobie...kiedyś na pewno trzeba będzie jednak wrócić do ...Chorwacji. :)
Tak zatem pędzimy doskonałą autostradą i na pierwszy pobyt wybieramy mały rodzinny kamping "Ujca" koło Senji położony w malowniczej zacisznej zatoczce. Wieje bardzo silny wiatr Bora. Wiele kampingów odmawia rozbicia namiotów, ale na Ujca jest bezpiecznie. Wysokie góry wokół dośc skutecznie powstrzymują podmuchy. Niestety pomimo tego że jest to sierpień woda w morzu ma mniej niż 16 st. Kompiele stają się mało komfortowe. Okazuje się że Bora zepchnęła ciepłe wody powierzczniowe w głąb morza na wyspy, a u brzegów zawitała lodowata woda z dna. Nie martwimy się tym jednak – to urok tego wybrzeża. Po 3-4 dniach temperatura podnosi się jednak dość szybko. Zwiedzamy zatem pobliską twierdzę Nechaj w Senji. Z zamkowego wzgórza roztacza się wspaniały widok na okolice. Jedziemy również do miejscowości Jablanac gdzie zostawiamy samochód na nabrzeżu i pieszo rozpoczynamy wędrówkę do największego fiordu Chorwacji-Zawratnicy. Szlak okazuje się niesamowicie malowniczy
i pomimo temperatury ponad 35st. na wędrówkę nikt nie narzeka. Na dnie fiordu w krystalicznej wodzie doskonale widać wrak niemieckiego statku wojskowego z II wojny światowej. Podobno (nie wiem na pewno) niemcy pod koniec działań wojennych zdezerterowali zatapiając wrak. Niestety zostali złapani i rozstrzelani. Wieczorem od bardzo miłej i sympatycznej rodzinki z Polski (Pan jeżdził na tirach) dowiadujemy się ciekawostki że w czasie wojny w latach '90-tych tylko polacy docierali tu tirami z pomocą humanitarną. Niemcy na przykład zostawiali ciężarówki na granicy i dalej bali się jechać. Zmieniali ich Polacy. Nawet czerwony krzyż na ciężarówkach był traktowany tu jak Polska flaga. Zaskutkowało to tym iż po wojnie przez parę lat Polaków obsługiwano i traktowano tu niezwykle serdecznie np. przy kolejkach po paliwo czy na przeprawy promowe francuzi czy niemcy czekali aby polak mógł przejechać pierwszy. Dziś już tak oczywiście nie ma – wiadomo, ale wiem że sympatia jakaś pozostała.
Następnym celem i ostatnim zważywszy na typowo wypoczynkowy charakter naszego pobytu jest Trogir i Split. Po drodze zaglądamy jeszcze do Zadaru aby posłuchać muzyki morza (dla niewtajemniczonych proszę poszukać"MORSKE ORGULJE")oraz zobaczyć nowość;-SPOMENIK SUNCU-polecam szczególnie po zmroku.
Na bazę wybieramy kamping Seget w miasteczku o tej samej nazwie. Tylko 2km stąd jest już centrum historyczne Trogiru. Można zatem śmiało wybrać się tam na pieszo. Jeśli ktoś woli płynąć to obok kampingu jest przystań, gdzie za 10 kun co godzinę płynie łódka do Trogiru.
TROGIR – (fragmenty informacji ze strony: www.trogir.pl)
Trogir, to urocze średniowieczne miasto, otoczone morzem, wśród roślinności śródziemnomorskiej. Patrząc na panoramę niewielkiego miasta, łatwo można podziwiać widoki. Stary Trogir otoczony był murami obronnymi XIII-XV w., odbudowanymi w XV w. przez Wenecję (zachowana baszta Kamerlengo) Został założone przez greckich kolonistów z Syrakuzy w III w. p.n.e. Niektóre posiadłości z II w p.n.e. przetrwały do dziś.
Jest zabytkowym miastem pod ochroną UNESCO. Zostały tu zachowane historyczne i wartościowe urocze zabytki. Jest historia harmonii i spokoju. Ortogonalny plan ulic tego miasta datuje się od okresu hellenistycznego. Z czasów helleńskich są tu wąskie uliczki, przejścia, zaułki oraz zabytkowe świątynie i pałace, kościoły i klasztory. Na jego bazie, przez kolejnych władców wznoszone były wspaniałe budowle i fortyfikacje. Piękne romańskie kościoły zostały uzupełnione wspaniałymi renesansowymi i barokowymi budowlami z okresu weneckiego. Wąskie uliczki o nieregularnym ułożeniu przebiegają przez całą wyspę, z chodnikami wytartymi przez setki lat a jak błyszczącymi. Wspaniała, choć krótka promenada, most na wyspę Ciovo i port jachtowy - to niewątpliwe atuty tego miejsca. Średniowieczna i gotycka zabudowa wyraźnie dzieli się na dwie części.
To miasto to cud architektoniczny. Zwarta zabudowa starówki wykonanej z kamienia tworzy niesamowity klimat. Wszystkie zabytki znajdują się niedaleko od siebie.
Do Starego Miasta wchodzimy przez most i Bramę Miejską z XVII wieku. Najcenniejszym zabytkiem Trogiru jest katedra św. Lowra, która budowana była przez 4 wieki - skromny południowy portal romański nosi datę 1123 rok. Po obu stronach wejścia znajdują się piękne kamienne lwy. Katedra jest 3-nawową bazyliką romańską. Część centralną oddziela 9 potężnych kolumn. Wyróżniają ją piękne stare płaskorzeźby „Anioły”, „Zwiastowanie”, „Pokłon mędrców”, „Narodzenie Chrystusa” oraz inne o tematyce biblijnej. Są też piękne obrazy mistrzów włoskiego baroku. Zachowany z 1240 roku słynny portal romański wykuty został przez mistrza Radowana.
Najpiękniejszym zabytkiem Dalmacji jest kaplica bł. Ivana Ursini. W kaplicy tej znajduje się sarkofag z figurą patrona Trogiru bł. Ivana Ursini (XIV w.) Dzwonnica kaplicy zbudowana w latach 1400-1598, ma 47 metrów wysokości i urzeka swoim pięknem.
Wszystkie zabytki znajdują się nieopodal siebie. Koniecznie zwiedzić należy również Loggię miejską z XIV-XV w, która znajduje się naprzeciw katedry, kościół wczesnego średniowiecza św. Barbary z IX wieku, wieżę zegarową z rzeźbą św. Sebastiana i Chrystusa, pałac Cipiko (niegdyś połączony małym mostem), który dzieli się na dwie cześci, klasztor Benedyktynek, który powstał w 1064 roku z kościółkiem przyklasztornym, romański kościół św. Ivana Kristitelja z XIII w., klasztor Dominikanów, kościółek św. Dominika z ołtarzem barokowym. Na skraju południowo-zachodnim miasta w 1380 r. Genueńczycy zbudowali wieżę, a na jej przedłużeniu wzniesiono twierdzę Kamerlengo. Twierdza otoczona była fosą, posiadała własne studnie, mieszkania, kaplicę. Jest dobrym punktem widokowym w ciągu dnia, wieczorem odbywa się tu kino letnie. Chociaż więcej tu turystów niż stałych mieszkańców warto zobaczyć to urokliwe miejsce. Ponieważ wyspa jest niewielka to zaledwie godzina wystarczy, żeby przejść się wszystkimi uliczkami. Warto jednak zatrzymać się tu na trochę dłużej i chłonąć klimat tego miejsca. Tuż obok starówki cumują promy. Nabrzeże portowe wypełnione jest wieloma łodziami i jachtami.
Główny plac miasta jest miejscem szczególnym- nosi imię Jana Pawła II (Trg Ivana Pavla II). Tętni on życiem, małymi restauracyjkami i wieczornymi koncertami.
Polecam stronę: http://www.trogir.pl/
SPLIT – (wikipedia)
-Split – miasto i duży port w Chorwacji (Dalmacja), nad Morzem Adriatyckim na niewielkim półwyspie. Główne miasto komitatu splitsko-dalmatyńskiego.
Liczba mieszkańców: 210,4 tys.; drugie co do wielkości miasto Chorwacji po Zagrzebiu oraz największe i najważniejsze miasto krainy historycznej Dalmacji. Najważniejszym zabytkiem jest tu
pałac cesarza Dioklecjana (III-IV wiek) założony na planie rzymskiego obozu wojskowego (ok. 150 na 190 m) z murami i wieżami. Pałac został wpisany na listę dziedzictwa kulturalnego UNESCO Miasto Split powstało wokół pałacu cesarza Dioklecjana, który liczy sobie około 1 700 lat. Budowa tego pałacu ukończona została w IV wieku, a kilka pierwszych lat cesarz mieszkał tu tylko przez lato. Gdy ustąpił z władzy, zamieszkał na stałe w Splicie. Dzisiaj jest to jedyny pałac antyczny w którym jeszcze mieszkają ludzie. Chociaż stary centrum Splitu i kompleks pałacowy znajdują się pod patronatem UNESCO, Split rozrasta się życiem teraźniejszości. Tawerny i kawiarnie poszerzają swe rozmiary na schody, ulice i targi ukryte między starymi kamiennymi domami. Centralną część pałacu stanowi targ Peristil, wybudowany z kamiena z Egiptu. Na Peristilu znajduje się sfinks, przeniesiony tu z Egiptu, aby chronił mauzoleum, w którym jest póżniej pochowany był Dioklecjan. W podziemiach pałacu znajduje się wiele pomieszczeń, w których dziś można kupić pamiątki, które będą jeszcze długo przypominać nam wakacje w Splicie.
My głównie jednak spędzamy czas na pływaniu, nurkowaniu w morzu oraz poprostu leniuchowaniu. Okazuje się jednak, zresztą nie po raz pierwszy że nasze dzieci mają dużo racji mówiąc że latem najważniejsze jest słońce morze i plaża ;) Zabytki tyle czekają to i poczekają jeszcze troszkę. ;)
.................... Słuchając w radiu Hrvatskich piosenek [myślę że do kogo jak do kogo, ale do nas Polaków piosenki te trafiają znakomicie zwłaszcza przy rakiji i doskonałych chorwackich winach i tworzą ten niezapomniany klimat). Integrujemy się zatem z młodą sympatyczną parą w podróży poślubnej z Rumunii. Jest też miła para emerytów z Rostoku. Wypędzonych jak to mówią z Prus Wschodnich w 1945r. Zamkniętych potem "granicami przyjaźni" całą swą młodość w oazie komunizmu NRD. Dziwi nas zatem fakt że chwalą DDR i stare czasy, ale zdziwienie mija gdy okazuje się że dobrze mówią po rosyjsku. Dziś są mili i uprzejmie zapraszają nas na zwiedzanie Rostoku... und Insel Rugen. ;) Pan uśmiecha się przyjemnie na moje wspomnienia z obozu FDJ w Schwerinie mrucząc :" Ja, ja...gute Zeiten....ja..." A ja sobie myślę: ech... kto Was tak wszystkich europejczyków dobrze zrozumie jak nie my... – Polacy urodzeni w PRL ...na campingach Chorwacji w cieniu Pałacu Dioklecjana i twierdzy Trogir. Nie znajdziemy tu nijakich pól genetycznie modyfikowanej kukurydzy piwa z buraków - (tylko 2 łyki na stojąco) i hamburgerów. Chorwacja to szlachetny, dumny i piękny kraj z wielowiekową historią.
Original Video - More videos at TinyPic
16 cze 2009
„Tati, to je ryba s nohami” czyli Polska Niemcy i Czechy na weekend.
Jaki camping wybrać aby odwiedzić trzy państwa w trzy dni oraz żeby było ciekawie? Odpowiedź dla Nas jest jedna: Liberec! Czeskie miasto położone w Górach Jizerskich. W mieście jest jeden camping przy ul. Letnej. Jest czysty i zadbany a przede wszystkim niedrogi. 4Os+sam+namiot= 425 k. Prysznice na monety [10k 5min]. Posiada również dużą i lość domków letniskowych do wynajęcia gdyby ktoś nie miał namiotu, a wiem ze słyszenia że są tacy, lub co gorsza tacy co wolą jakieś domki z zapaszkiem zimowego grzybka od prawdziwego kontaktu z naturą jaki daje tylko namiot. Cóż lamerzy turystyczni są wśród nas ;) Liberec wita Nas nawałnicą deszczu i gradu. Tak leje że nawet nawigacja się myli i kieruje nas pod tylną bramę - trzeba więc objechać. Namiot rozbijamy w przerwie między opadami spiesząc się bo już na horyzoncie następna czarna chmura. Nasza Quechua jest w tej chwili jedynym namiotem na campingu. Ten stan nie utrzymuje się jednak długo bo już jakaś czeska para podjeżdża autem i rozbija drugi namiot po czym znikają w środku na jakoś dziwnie długi czas ;) Jest też para z Holandii. Oboje na oko po jakieś 120 lat; weseli, uśmiechnięci i szczęśliwi że ich wypasione BMW przyciągnęło przyczepę Knaus do tak pięknego czeskiego campingu. W Libercu sztandarowym obiektem, który należy odwiedzić są baseny termalne. Namiot już stoi, tak więc jedziemy tam szybciutko. Jest to największe termalne kąpielisko w Czechach, zbudowane na terenie dawnej fabryki z 2poziomowym podziemnym parkingiem. Jest tu też całe miasteczko dla turystów ze sklepami, kinem 4D, lunaparkiem itp. Oprócz wielu różnych atrakcji wodnych jak np. sztuczny nurt, który wszystkich porywa, posiada też sztuczne tunele jaskiniowe z akwariami, w których pływają tropikalne ryby. Czesi widocznie pozazdrościli Węgrom kąpieliska jaskiniowego w Miskolcu, nawet im to wyszło chociaż wygląd sztucznych stalaktytów u sufitu budził mój uśmiech. Ranek budzi nas pięknym słońcem. Po gradowym lodzie, który pokrywał camping poprzedniego dnia nie ma śladu. Dziś w pięknym słońcu jedziemy sto km do Bastei. Nawigacja chce się popisać i wybiera skrót na Sebnitz. Te jej popisy kosztują nas 30 kilometrowym nadłożeniem drogi. Okazuje się, że w Sebnitz za mostem granicznym jest przekopany rów (kładą jakiś kabel?) i przez kilka dni przejście nieczynne. Sąsiednie przejście jest w rzeczywistości kładką dla pieszych, chociaż IGO pokazuje, że jest -a jakże, droga i most są, ale w budowie. IGO wyprzedziło czas, posiada mapy które dopiero będą aktualne może za rok. Bastei to niespotykany zabytek na skalę światową. Znowu nieznany w Polsce (jak np. Ipolytarnoc na Węgrzech), do tego stopnia, iż 300metrów od granicy niemieckiej polak obsługujący stację paliw zapytany jak tam najlepiej dojechać stwierdził że nie wie co to za miejsce a do Niemiec to się jeździ tylko po proszki do prania bo poza tym to już nie ma po co!!! Bastei wita nas ogromną ilością turystów, kilkadziesiąt autokarów, tysiące aut. Coś takiego widywaliśmy pod Wenecją czy w Paryżu. Dwa duże parkingi pełne. Obsługa nie wpuszcza PKW (samochód osobowy) robiąc miejsce autobusom. Robią to wszystko- trzeba im przyznać sprawnie. Na szczęście jest trzeci parking- ogromny tyle ze 3 km dalej. Okazuje się jednak ( tu przydaje się mała znajomość niemieckiego) ze co 10 minut kursuje z niego do Bastei autobus (4euro Familienkarte dort und zuruck bis 5 Person ). Udało się! -stoimy na największym moście Bastei. Niesamowite uczucie: człowiek zawieszony nad przepaściami na moście z XVI wieku. Urwiska są niespotykane,ich wysokość przekracza 200m. W dole wije się wąska wstążka Elby. Wystarczy użyć wyobraźni by zobaczyć wojska protestantów, którzy rozłożyli ogromne katapulty w czasie wojny trzydziestoletniej i zaciekle atakują głazami o średnicy do 1metra mosty Bastei – jedyną drogę do twierdzy katolików: Neurathen. Kilka mostów wali się w przepaść.( dziś są tam stalowe kładki). Obrońcy mocno wspierani przez wojska papieskie leją gorącą smołę i wystrzeliwują deszcz kul i strzał na obsługę katapult. Ostatecznie twierdza została zdobyta i spalona. Wojna 30-sto letnia była najkrwawszą wojną religijną od czasu wypraw krzyżowych. Potwierdza to fakt że po jej zakończeniu ludność Europy zach. zmniejszyła się do około 50 % ! Była to wojna zainspirowana przez Watykan bojący się panicznie spadku wpływów do kasy papieskiej przez rozprzestrzeniający się protestantyzm, który nie chciał łożyć danin dla Rzymu. Kolejny Nasz cel Zamek Konigstein staje się dla Nas nieosiągalny z powodu gigantycznego korka na wjeździe do miasta Konigstein. Pozostaje nam tylko włączyć kierunkowskaz i zawrócić na środku mostu przez Elbę. Tu zazdrościłem motocyklistom, którzy zręcznie przeciskali się między autami. Ci to pozwiedzają! Na koniec jeszcze o Libercu. Jest tu super ogród botaniczny, jakiego z pewnością nie mamy w Polsce. Największy w Czechach. To trzeba zobaczyć! Jest tu kilka pawilonów między innymi afrykański, australijski, amerykański płd i płn. Są też świetne akwaria morskie i najciekawsze wg mnie akwarium z żywym i uśmiechniętym zaprzeczeniem teorii kreacjonizmu ; rybami z nóżkami.Ich mimika sprawia wrażenie ciągle śmiejących się. Pochodzą z jakiegoś odizolowanego endemicznego jeziora Ameryki Południowej. Śmieją się pewnie bo ich Adam i Ewa nie mieli nóżek a im wyrosły – amen. Zadziwiające jest że podobne zwierzęta spotkaliśmy w Jaskini Postojna w Słowenii. Chociaż żyły na różnych krańcach ziemi wyewoluowały w podobny sposób z tym że w Postojnej są ślepe bo żyją w ciemności i oczka im zanikły. Ech chciałoby się zaśpiewać: ...zaprawdę powiadam Wam: ...oto Wielka Tajemnica ….Ewolucji! W ogrodzie można zakupić mięsożerne roślinki – podobno domowy terminator na muchy i komary. Obok ogrodu botanicznego znajduje się ZOO ale my z powodu tego że jesteśmy przeciwnikami zamykania ssaków w klatkach darujemy je sobie.
Region Liberec – Drezno to region, który powinno się zwiedzać co najmniej tydzień, a my mieliśmy tylko 3 dni tak więc na pewno tu wrócimy.
GPS:
camping Liberec -N 50st 46'39.85 E 15 02 16 16
Bastei - 50st58'00.35 14 03 55 50
ogród botaniczny - 50st46'42.86 15 04 32 00
AquaPark - 50st45'39.22 15 03 09 16
Konigstein - 50st55'18.20 14 02 51 37
opracowanie: tajo@vp.pl
29 maj 2009
Węgierskie Pompeje czyli Góry Bukowe, Szilvasvarad, Szalajka #CZ.1
Na Węgry prowadzą naprawdę cudowne widoki.
Prawie każdy z nas zapytany co zna ciekawego na Węgrzech zapewne odpowie: Budapeszt, Balaton,Hajduszoboszlo no i może Heviz.
Tekst i zdjęcia:
(Photos and text is owned by: Tajo All rights reserved.)
tajotravel@gmail.com
tajo@vp.pl
Prawie każdy z nas zapytany co zna ciekawego na Węgrzech zapewne odpowie: Budapeszt, Balaton,Hajduszoboszlo no i może Heviz.
Jest jednak coś równie, a może i bardziej ciekawego - Góry Bukowe. Góry te swoją wyjątkowość zawdzięczają bowiem swemu wulkanicznemu pochodzeniu. Nie wypiętrzyły się jak z reguły inne na skutek naporu płyt tektonicznych na siebie. Są one po prostu wygasłym ogromnym wulkanem i materiałem, który ten wulkan wyrzucił z siebie. Pochodzenie tych gór bezpośrednio rzutowało na życie ludzi i przyrody tego regionu w sposób często nieświadomy dla pokoleń tam zamieszkujących. Było treścią legend i pierwotnych, tych najciekawszych sprzed masowej chrystianizacji wierzeń. Najciekawsze legendy najlepiej sobie przypomnieć już po zakwaterowaniu. A gdzie? My polecamy jedyne słuszne miejsce; u bardzo miłej gospodyni w Szilvasvarad. Camping Diofahaz [ www.diofahaz.hu ] .Posiada ona mini camping, dwa domki letniskowe [8 osobowe] oraz pokoje w swoim domu. Camping jest super. Czyściutko i nie drogo. Prawdziwa domowa atmosfera z widokiem na najwyższy szczyt Gór Bukowych. Posiada nawet internet wi-fi 3Mb! Za opłatą można nawet wypożyczyć laptop. Byliśmy tam pierwszymi polakami jakich ta sympatyczna właścicielka gościła [Pani mówi po niemiecku i angielsku]! Dodam że jest też drugi camping oficjalny gminny[Hegyi camping] jest on jak by to jednak ująć delikatnie: przaśny i droższy.
W Szilvasvarad rozpoczyna się szlak doliny rzeczki Szalajki. To miejsce od razu przypomina chorwackie Plitvice. Jest niesłychanie malownicze. Kursuje tu co godzinę kolejka wąskotorowa. Kiedyś wożono nią rudę żelaza do hut Miszkolca. Tak więc dzięki wybuchowi wulkanu przez ok 150 lat region przeżywał prosperitę gdyż ruda żelaza zalegała bardzo płytko. Cała wędrówka doliną to ok 7 km spaceru( powrót najlepiej kolejką ) w towarzystwie śpiewu ptaków i szumu potoków. Wędrując mamy świadomość tego że powulkaniczne potoki, które wytryskują z gór były traktowane przez pierwotnych jak wielki dar od Bogów zapewniający im bogactwo zwierzyny przy obfitych wodopojach, a ta sama ruda pozwalała wytwarzać narzędzia.
Na końcu wędrówki dodatkowo 10 minutowy marsz już pod ostrą górę do jaskiń ludzi pierwotnych zamieszkujących ten teren ok. 30 000 lat temu.
Powrót już ciuchcią, dużo wrażeń ...CDN
Tekst i zdjęcia:
(Photos and text is owned by: Tajo All rights reserved.)
tajotravel@gmail.com
tajo@vp.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Na Węgry prowadzą naprawdę cudowne widoki. P rawie każdy z nas zapytany co zna ciekawego na Węgrzech zapewne odpowie: Budapeszt, Balaton,Ha...
-
Upał podnosi się wraz ze słoneczkiem. My wstaliśmy wcześnie rano i tak polecam każdemu, kto chce zobaczyć jak najwięcej. Tylko pechowo tra...