Austria to jeden z tych krajów, które oddalają się od Polski najszybciej. Podobnie jak Szwajcaria czy też południowe Niemcy. Pomimo oddania w Kraju Nadwiślańskim paru odcinków autostrad nam jest i tak coraz dalej do nich. Wiadomo że nie chodzi mi odległość a o różnice na wielu płaszczyznach. To co pierwsze rzuca się w oczy to czystość i taka jak bym to określił bogata skromność. Oczywiście piszę o tej Austrii alpejskiej, nie np. o Wiedniu. Ja już pomijam autostrady w cenie 8,5o euro/10dni i te ich świetne parkingi, które są ostatnio wyposażane w darmowy WiFi. (tzn w cenie winietki), super tunele, wiadukty i mosty drogowe. Chodzi mi głównie w temacie dróg o kulturę jazdy. Tu nikt nie siedzi drugiemu na zderzaku, przestrzega się przepisów i takiej wzajemnej kultury jazdy. Nie ma prawie fotoradarów. Policję widziałem raz, a fotoradar 2 razy. Na chodnikach, szlakach itp. nawet żadnego pecika, nawet jednego tak dla „przyzwoitości” ;) – nic, dla Nas polaków aż głupio się robi. Ileż to razy widziałem w tzw. Polsce, jak „nasi”, coś tam wywali w krzaki i potem – „oj tam oj tam , no i co takiego się stało” niech sprzątają – he, he” Cóż, tworzymy tak jak na wstępie pisałem dwa oddalające się światy. Do rzeczy jednak, czyli na początek turystyka alpejska. Ta nie ma sobie równych. Zakwaterowanie tym razem camping „Lampenhausl” we wsi letniskowej Fusch. W tej miejscowości zaczyna się słynna droga Grossglockner Hochalpenstrasse. Camping jest doskonały ! Liczy tylko co prawda 35 miejsc, ale rotacja jest dość spora i praktycznie jest miejsce zawsze. Położony jest przy hotelu o tej samej nazwie. Widok z niego na otaczające góry robi niesamowite wrażenie. Do tego trzeba dodać to że jest blisko połowę tańszy niż inne campingi w pobliżu np. w Zell am See. W cenie jest również basen położony po drugiej stronie rzeczki, tuż obok.
Tak wygląda camping i widok z niego:
Pierwszą atrakcją, którą zwiedziliśmy, a właściwie schodziliśmy był jednak Lichtensteinklamm, czyli wąwóz Lichtensteinów.
To miejsce magiczne i cudowne zarazem ponieważ idąc nim miałem wrażenie jak nigdzie indziej, że z pozoru miękka woda i twarde skały mogą się tak wspaniale przenikać i uzupełniać wzajemnie. Dopiero w takim miejscu poczułem że odrębne z pozoru materie uzupełniają się nawzajem i żyć bez siebie nie mogą. Cóż by skały wąwozu znaczyły bez szumiącej wody? Stały by samotnie pogrążone w wiecznej ciszy! Cóż by woda poczęła bez przewodnika skalnego, który wskazuje jej gdzie ma płynąć? Rozlałaby się szeroko, leniwie, niosąc śmieci na swych falach! Chociaż wody i skał na świecie pełno jak ludzi, lecz dopiero odnalezienie się wspólne i stworzenie takiej symbiozy jest rzeczą a raczej sztuką wielce unikalną. Taka oto myśl mnie naszła podczas pobytu w tym „wunderbarowym ;) ” wąwozie i takie mam życzenie aby jak najwięcej ludzi (kobiet szczególnie) spotkało tę swoją skałę.
To fascynujące i wspaniałe miejsce. Trzeba dodać że rodzinę Lichtensteinów do budowy w wąwozie pierwszych mostków zainspirowała „Sisi” – cesarzowa Monarchi Austro-Węgierskiej.
http://www.liechtensteinklamm.at
Ze względu na to że chcę dodać dużą liczbę zdjęć, bo nic tak jak zdjęcia nie przybliża uroków miejsc, podzielę ten materiał na kilka części. :)
cdn...